czwartek, 14 marca 2013

Gang. Bang!

Łukasz Gołębiewski, Bandyci Rodriguez, Jirafa Roja, 2013

Zacznijmy od tego, że gdyby Tarantino pisał książki, to mógłby zrobić adaptację filmową tej właśnie.
(sprostowanie, dla tych którzy nie załapali - gdyby, Tarantino, pisał tak samo genialnie jak robi filmy, to po przeczytaniu książki, postanowił by zmienić zawód, na właściwy. Złudne. Jasne?)

Oczywiście, że Meksyk. Jasne, że są wulgarni. Kanon literatury Disorderyzmu. Następne stwierdzenie powinno brzmieć - piją. Nie tym razem. Teraz bohaterzy odurzają się chwilą. Ćpają życie. Po krawędzi stołu.
Bliźniaki. Morderczo, bezwzględne i zepsute. Śmierć, grabież i wieczne poszukiwanie swojego miejsca, mają w genach. Ona, uzbrojona w Colta Pythona, urodzona jako pierwsza i wyemancypowana z pod wpływu brata, jest diamentem wśród postaci kobiecych, ciosanych przez pióro autora. Idealnie, fatalna i anarchistycznie autodestrukcyjna femme fatale. Kto czytał Xennę i całą resztę, ten zrozumie. To samo, robi w książkach Horwath. Schemat bohaterek takich powieści trafia do mnie niezwykle. Są bystre, inteligentne, a jednocześnie przeżarte na wskroś czymś plugawym, co ubrane w literki dodaje im tylko uroku. To Rosita. Kradnie, zabija, od niechcenia. Pieniądze i wartości materialne nie mają dla niej znaczenia, a jednak oddaje im się bez reszty. Nie wbrew sobie. Na przekór. Bo życie jest na przekór, śmierci. Kultu tego rodzeństwa.
Richardo. Brat bliźniak noszący za paskiem S&W kalibru 44. Żyjący w kodeksie gangstersko rycerskim, marzy o śmierci w chwale. Coś na granicy odstrzelenia ręki od walizki z koką, a bohaterskim zasłonięciem Rosity własnym ciałem. To drugie chyba nawet bardziej. Bo kipi aż od więzi przesiąkniętej kazirodztwem. Richardo się nad tym nie zastanawia. On robi, nie gada. I nie lubi niegadania innych.
"Robię się zły, Pedro, kiedy milczysz. Wiesz, co robię, jak jestem zły? Wiesz co? Kurwa, zaraz się przekonasz."
To może nie trąci Tarantinem?
Akcja jest zbyt krótka, żeby o niej pisać. Jest natomiast spektakularna, czego o okładce powiedzieć nie można. Właściwie, to nawet szkoda mi tego jak treść, psuje oprawa graficzna. Coltów nie uświadczysz, a szkoda.
Porównują ta książkę, do Kerouaca i jego powieści drogi. Błędnie moim zdaniem. To powieść trwania w jednym miejscu. W Meksyku, Wśród dragów, przemocy i całego syfu. O odnajdywaniu siebie w tym wszystkim. Wypracowaniu metody na życie. Tu przychodzisz na świat, bliźniaczo, w brudzie egzystencji. Rośniesz, bliźniaczo, piętnowany otoczeniem zepsutym i prymitywnym. Dorastasz, kształtowany przez proste, umrzeć albo przeżyć, bliźniaczo. I wychodzą z tego dwie, odmienne postaci, dusze. Przez kontekst płci? Kontekst bodźców zewnętrznych? Co sprawia, że Rosita, tylko na pozór, utrzymuję poprzeczkę tak nisko jak Richardo? Dlaczego jednocześnie dla Richarda, najwyższą poprzeczką jest honor utożsamiany z siostrą?
Bunt, brud i przekraczanie granic.
Czyli nic dziwnego u Łukasza, a jednocześnie świeżego, bo wszyscy trzeźwi.
Przeczytałam w jeden dzień. To mnie martwi. Płodny i dobry autor, pisze genialnie i krótko. A genialny, płodzi długo i dobrze.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz