środa, 27 czerwca 2012

Tumiwisizm i LejęNaToizm, czyli Antyhumanizm.

To nie ja wstaje lewą nogą z łóżka, to po prostu ziemia się kręci w złym kierunku.
Gdzie ja, kurde, żyję?

Jak trzeba było Korze chałupę przetrząsnąć to akcja zorganizowana w dwie sekundy, jak małolatów podsłuchiwać, czy przypadkiem na osiedlu skrętów nie dystrybuują, to pół komendy zaangażowane, ale jak dziecko znika, to dwa lata się nikt nie zorientował... Nikt nic nie widział, nie słyszał, lunatycy normalnie. Ja mam uwierzyć, że te baby moherowe, które w każdym zakątku świata mają swoją ławeczkę, nic nie zauważyły? Przecież one lepiej od ciebie wiedzą zwykle, co masz w lodówce. A tu proszę, na komendę nie zgłoszą podejrzeń, bo nie są pewne, ale tylko spróbuj im w grządkę pod blokiem wdepnąć i od razu masz teczkę w prokuraturze. To i tak jeszcze nic. Okazało się, że na martwe dziecko, można pobierać zasiłek. Taki kraj bogaty, a co! Bo wywiad środowiskowy, który powinien być robiony okresowo, to służy tylko temu, żeby nierozgarnięty urzędniczyna, odnotował, czy przypadkiem nie masz za drogich sprzętów w domu, bo jak masz, to twój zasiłek zapewne wyląduje u jakiejś matki dziecka widma...
Swoją drogą, te dzieci, to już chyba gorzej mają niż psy. Nie żebym zwierzątek nie lubiła, ale jak tak patrzę w ten telewizor, to mi się wydaje, że na ludziach większe wrażenie robi szczeniaczek na łańcuchu, niż rodzicielskie patologie.
Chociaż...
Był sobie kiedyś pan, rzekomo "artysta", co się nazywał Guillermo Habacuc Vargas. Postanowił, ze śmierci uczynić dzieło sztuki. Idea świetna, wykonanie kontrowersyjne, bowiem bohaterem głównym, stał się pies z ulicy. W marnej kondycji, rzecz jasna. Pan "artysta" przywiązał psa w galerii. Sznurkiem. Do ściany. Zdjęcia można podziwiać w internecie do dziś. Nie muszę chyba pisać o tym, jaką burzę wywołała ta ekspozycja. PETA zestrzępiła sobie palce i języki w petycjach...
A ja to widzę tak.
Galeria pełna pań wyglądających jak milion dolarów, panów, którzy bez garnituru, nie znaczą nic i dziennikarzy, podjaranych wizją nagłówka, ze słowem sadysta. I wszyscy oni, pokazują tego konającego psa paluchami. Fantastycznie. Osobiście chrzanię petycje. Jak przy temperaturze -20 widzę psa, przywiązanego pod sklepem, to go kurcze odwiązuję, bez pytania o zgodę i słania podań, do rzeczników praw zwierząt. Czemu tam nikt tego nie zrobił?
Temu właśnie, moim zdaniem miała służyć, cała akcja. Nie zabiorę stanowiska w tej sprawie, bo zostanę zlinczowana za to, że nigdy się nie poryczałam jak tata Simby, w Królu Lwie został zadeptany przez antylopy, czy coś tam... 
Aha, no i nie ruszają mnie w ogóle małe, puchate, słodkie kotki. Wole duże, inteligentne, niezależne i zdystansowane kocice, które czasem tracąc na chwilę swoja klasę, skaczą za światełkiem po ścianach jak naćpane.
Wracając do tematu Nic Nie Widzenia, Nic Nie Słyszenia, Nic Nie Mówienia i Nic Nie Wiedzenia Ogólnego, to ma to też przełożenie na relacje interpersonalne, a nie tylko na obyczajowe skandale. Ja tam na przykład się mądrze tak samo w plecy jak i w twarz, wszystko wiem, widzę i słyszę, to co z tego, że czasem źle? Dopuszczam możliwość wyprowadzenia mnie z błędu, ale to nie moja wina, że ludzie już dawno utracili zdolność zainteresowania, zamieniając ją na zdolność stawiania osądów, przynajmniej spora większość. No a w takim środowisku zewnętrznym, to trzeba ewoluować i osiągnąć szczyt zadowolenia w milczeniu. Więc powiedz mi coś, czego nie przeczytam w internecie, albo zachowaj ciszę, żebym mogła to wymyślić sama. 


Ponieważ, jak to ładnie zauważył jeden hinduski pan filozof - miarą zdrowia, nie jest dobre przystosowanie do chorego społeczeństwa, to można się chociaż pokusić o próbę poznania tej choroby, żeby zrozumieć jak jej uniknąć.





poniedziałek, 25 czerwca 2012

Moralne salto.


Jestem nieudomowiona. Pomijając w ogóle fakt, domowego kalectwa, polegającego na tym, że opanowałam do perfekcji umiejętność wciskania do pełnego zlewu, dodatkowych talerzy, bez konieczności ich zmywania. Żeby nie było, umiem zmywać, tylko jakoś czasu mi szkoda... O wiele łatwiej, sprzątnąć raz a porządnie, niż robić to codziennie, a najlepiej, to dojść do ekstremalnego etapu w którym nie używasz już talerzy, żeby nie trzeba było ich zmywać. No i po co komu talerz do kanapki, jeśli można ją zjeść na stojąco w kuchni? Dla zasady.
A zasady bywają takie, że ich złamanie grozi konsekwencją, są też takie, które służą do łamania, a także takie, które nie istnieją nigdzie indziej poza tobą i są te cudze... szanowanie ich, nie jest równoznaczne z przestrzeganiem. Tak jak oswajanie za pomocą tworzenia więzi, nie jest równoznaczne z zakładaniem kagańca. Nie mówiąc już o tym, że pies w kagańcu tez szczeka.
O regulaminie będzie dzisiaj. I o ustalaniu własnej moralności.
A zaczęło się tak:
- To powiem Ci, że gdyby gdyby moja [Ukrainka] była chociaż odrobinę ładniejsza, to bym jeszcze zgwałcił
- Ja nawet nie wiem, bo ona ciągle na kolanach.

I się znów posypały kamienie katów cudzych sumień i mszczących cudze krzywdy. Seksistowski, albo chamski żart, to nadal żart. Można go przemilczeć i już. Ale tu odruchem Pawłowa, lecą epitety, bojkoty, śmieciowanie i inne takie, świadczące o tym, iż sprzeciwiający się chamskim żartom, chamstwa nie mają w sobie ani grama, prawda? A brzydkich słów nauczyli się z telewizora i radia... Od kiedy to audycje radiowe, służą wygłaszaniu poprawnych politycznie kazań? Chcieliście wolnych mediów, czyż nie? Jak by to naprawdę miało znaczenie, co oni tam do tych mikrofonów ględzą, przecież podobno nie żadna hołota, przed odbiornikami siedzi, tylko część inteligentna tego społeczeństwa. Marketing się to nazywa. Szum medialny. Kontrowersja w cenie abonamentu. Czy może ktoś naprawdę sądzi, że miało to kogokolwiek obrazić, albo jeszcze lepiej, że on naprawdę mógłby to zrobić? 

Takimi a nie innymi słowami akurat, obnażył to, co dzieje się w sumie naprawdę. Czyli syndrom przerzucania winy i odreagowywania. Ale, kogo to obchodzi, ważne, że znów można po kimś pojeździć wśród aprobaty tłumu. Oczywiście, że autor tego żartu, cel miał poniekąd podobny, tylko bynajmniej nie spotkał na swojej drodze aprobaty. Ale ponieważ, ja na smyczach z reguły nie chadzam, żadnych, ani nie krzyczę za tłumem, bez zastanowienia, muszę wiec stwierdzić, że na dobrą sprawę incydent ten nic mi nie robi. Absolutnie nic. Bo mi o co innego chodzi.
Tak to już jest, z ta agresją, że ma gdzieś swoje źródło, tylko czemu szukamy go u innych? Mężczyzna, który podnosi rękę na kobietę, twierdząc, że to jej wina, robi to samo, co kamieniujące słowami masy. My jesteśmy ok, my jesteśmy w porządku, zawinił ten, którego nie rozumiemy i którego nie wysłuchamy, ten kto jest inny i ten kto wychodzi poza to ciasne życie. A ciasne życie, zacieśniamy sobie sami jeszcze bardziej. Jeszcze chwila i zaczniemy się pakować w kartonowe pudełka, żeby nie wystawać za bardzo. I kiedy przyjdzie ten moment, to znajdę sobie pudełko po butach, do którego żadna siła mnie nie wciśnie, jeśli sama nie będę chciała. To się nie nazywa bunt, chociaż pewnie jestem moralną rewolucjonistką. Nikomu na złość, rzecz jasna, bo życie w opozycji, tylko dla zasady, jest czymś takim, jak to używanie talerza...
Mam własny system etyczny. To co inni wskażą palcem, jako oczywiste i uniwersalne, ośmielę się zanegować. Bo nie ma czarne-białe, i nie ma dobre-złe, ale po wąskiej drodze kombajnem nie przejedziesz...
Promuję jednak ciągle, poszerzanie dróg, no i miłość bez chęci posiadania, a nóż się kiedyś uda.


piątek, 22 czerwca 2012

I'm fine, thanks.


Rozmawiam ze studentami i słyszę "No ale jak to? Nie skończyłaś szkoły? Dlaczego? Przecież tyle matek daje sobie z tym radę..." Szok, nie? Czemu kochana Lilou, nie zapieprzałaś z książkami w przerwach pomiędzy bujaniem wózka a zbieraniem zabawek z dywanu? Swoisty Gap year, kiedy uczysz się trzymania równowagi, pomiędzy pracą, sobą a kimś trzecim. Uczysz się, że stabilizacja niekoniecznie jest nudna a obowiązki wcale nie zniewalają, i jeszcze, że dojrzewanie nie musi być poważne i nie pozbawia cię charakteru i tożsamości To najlepsza szkoła życia. Magistra nie mam, ale za to mam świadomość, że nauczyłam się odpowiedzialności i dbania o własny tyłek, bez pomocy mamy i jej karty kredytowej, o ile taką ma... Szkoła? Jasne, chętnie, ale nie dlatego, że muszę. Nie muszę, frytki można sprzedawać równie dobrze i bez wyższego wykształcenia. Czy może się mylę i absolwenci ekonomicznych kierunków lądują na wymarzonych stanowiskach? Moimi ulubieńcami są ci, którzy studiują po pięć kierunków. Wiadomo, że jak coś jest do wszystkiego, to jest do niczego... Ja wiem jak mija im czas. I znam takich, co się obudzili po skończeniu trzech kierunków i zaczęli pić, bo właściwie pracy nie ma, IQ ciągle takie samo, a życie gdzieś uciekło... Są jeszcze tacy, którzy patrzą na mnie i prychają, bo gdzie tam mierzyć mój rozwój intelektualny z ich filologią, psychologią. No zmarnowałam sobie życie i potencjał jak nic. To pytam wtedy grzecznie, czy nie zdają sobie sprawy z tego, że niemowlakom można czytać książki po angielsku i w innych językach, puszczać mu taką samą muzykę jakiej się słucha, rozwijać swoje pasje razem z nim i traktować jak małego, mądrego człowieka a nie upośledzoną niemowę z innej galaktyki. Litości, to nie jest koszmar i koniec świata o ile masz siłę. Po pierwsze, jestem człowiekiem, po drugie, kobietą, dopiero po trzecie matką. Potrafię grzebać sobie w głowie i wyciągać z niej to, co jest mi akurat potrzebne. Nie opowiadam na imprezach o kolkach noworodków i problemach rozwojowych czterolatka, i analogicznie, kiedy moje dziecko mnie potrzebuje, to reszta nie istnieje. Wytykają mnie palcami, "tak? to kiedy masz czas dla siebie mądralo? zobacz, masz niepomalowane paznokcie." Ano mam czas dla siebie, ale może nie koniecznie wybieram wtedy pomiędzy malowaniem paznokci a leżeniem na kanapie przed telewizorem. Być może dlatego, zdarzają się jeszcze ludzie, którzy ze mną rozmawiają. I nie są to panie w przedszkolu, ani leniwe mamusie w parkach...
Tak, elokwencja i budowanie własnej tożsamości, to jedno, a pieniądze, to drugie.
Oczywiście, że zazdroszczę tym, którzy łączą pasję z zarabianiem. Jednocześnie wierzę, że dla każdego przychodzi taki moment, tylko trzeba go nie przegapić. Teraz może być ciężko, i niech się wali. Ale komu się nie wali? Ano tym, którzy:
a) ustabilizowali swoją pozycję i kryzysy mają za sobą (tak, to zwykle ci ok.40...)
b) tym których rozsądek rodziców, pozwolił im zabezpieczyć przyszłość (tak, to zwykle te dziewczynki od zdjęć z lustrzanką, wywalonym biustem i dziubkiem ewentualnie "hipisi w martensach, za pieniądze mamy")
c) utrzymują tylko siebie i są odpowiedzialni tylko za siebie (i tak, to akurat ci, których spotkasz w drogich knajpach, codziennie z inną, lub te, które wozi prezes)
No dalej, zarzuć mi, że kieruję się stereotypami. Tylko, że ja tego nie robię, to po prostu ludzie sami w nie wchodzą, a ja usilnie szukam tych, którzy udowodnią mi, że są inni. Doprawdy, to ginący gatunek...
Więc praca. Czasem trzeba brać, to co jest i nauczyć się być w tym najlepszym. Choćby to było sprzedawanie wędliny, za najniższą krajową i choćby się tego nienawidziło. Jak ogarnie cię brak nadziei i rezygnacja, to polecisz i zostaniesz tą panią z mięsnego, z paskudną miną, już do końca życia. Ale czemu by nie zostać ekspertem od mięs, zacisnąć zęby i przeczekać gorszy okres z podniesionym czołem? Inna okazja się trafi, ale komuś innemu jak jej nie zauważysz gapiąc się w sufit z bezsilności.
Rozpieprzyło mi się wszystko, na raz, jak zwykle. Zrobił się bajzel i pogorzelisko. Ale ja sobie posadzę kwiatek na środku, nadal będzie burdel a przynajmniej ładny. Jak się potknę, to wstanę i się otrzepię. Albo nawet i nie, poleżę tak trochę i popatrzę na świat z innej perspektywy. Tej gorszej, nieudanej, co mi tam. Potem ruszę biegiem, jak przyjdzie na to czas.
Bo Gap year, w każdej postaci, uczy że, szczęście nie leży na ulicy, nie ma go na wystawach sklepowych, nie pochodzi z miłości, ani z konta bankowego, ani nawet z czekolady (nieprawdopodobne doniesienie, dla pocieszających się bulimiczek). Szczęście, to taki guzik, który trzeba sobie włączyć samemu, raz na jakiś czas.
Jest źle? No to "Urządzę sobie, kurwa, odlotowe święto!"



poniedziałek, 18 czerwca 2012

"Off with their heads!"


No, bo tu tak jest. Nie udało nam się - wypieprzyć Smudę! wypieprzyć panią ministrę razem z panem Lato! wypieprzyć premiera, prezydenta, sprzątaczki sejmowe i papieża też wypieprzyć, bo Niemcom idzie lepiej. Jak się nie da wypieprzyć, to zapakować w samolot i wysłać do Rosji, oni się tam znają na wypieprzaniu, w dodatku incognito. I tak na razie jest dobrze, bo mogliśmy ogłosić koniec Euro, pozwijać nowe drogi, pozamykać stadiony i kazać wszystkim wracać do domu. Fajna wiadomość jest taka, że tych flag z okien, samochodów, drzew i latarni to nie pozdejmują aż do listopada i wreszcie będzie tak jak być powinno 11.11.
A może masz jakieś wątpliwości, dotyczące polityki "wypieprzania"? To uważaj, bo popełnisz samobójstwo. Byli wojskowi, generałowie, pułkownicy, wysoko postawieni, nawet modelarze z rodzinami i stowarzyszenia rycerskie, na w razie czego, wydają oficjalne oświadczenia, że z ich zdrowiem psychicznym jest wszystko w porządku i nie planują zamachów na własne życie w najbliższym czasie. Tak, żeby się ubezpieczyć. Kursy na strzelnicach pewnie też mają wzięcie, ale to raczej dla tych co planują, coś w stylu - strzelanie w towarzystwie monterów szarpiących za klamki, trening pewnej ręki.
Tyle na tematy ogólnonarodowe.

Biorę do ręki gazetkę dla nowoczesnych rodziców. A nawet i dwie. Podobno trendy jest i takie ze świeżym podejściem. Artykuł o komunii. Drogim prezentom mówimy nie! Super, myślę, wreszcie ktoś o tym mówi. Jako alternatywę, dla iPhonów, iPodów, iQuadów i iLaptopów, za ogromną sumę dwóch tysięcy, autor proponuje...wycieczkę na pustynię śladami bohaterów Gwiezdnych Wojen, albo jakąś dżunglę, śladami Drużyny Pierścienia, jest też gwiazda nazwana imieniem dziecka, albo "okolicznościowa" sztabka złota. WTF? Nie powiem, dla pierwszej opcji to i ja poszłabym do komunii, szczególnie, że musi być tańsza od laptopa...
Porzucam więc, pomysł na lekturę "alternatywną", pozostając w przekonaniu, że moja intuicja, jest lepszym redaktorem naczelnym. A z alternatywą łączy mnie tylko to, że odkryłam niepasteryzowane piwo i marynowaną rzepę, wcześniej niż wy nauczyliście się wymawiać Ray Ban.

P.S dziękuję żałobnikom, którzy w ramach tragedii narodowej, postanowili nie iść w poniedziałek do pracy. Zero korków!




wtorek, 12 czerwca 2012

Nieprzyzwoicie

O seksie teraz będzie.
Nie dlatego, że to chwytliwe i nie z powodów walki o równouprawnienie, również nie dlatego, że w co drugim politycznym mniej lub bardziej tygodniku, publikowane są raporty o tym jak instrumentalnie, rutynowo, obowiązkowo, mało poważnie traktujemy naszą seksualną naturę.
Jeśli masz stalowy purytański szkielet, to już nie czytaj dalej. Dziękuję.

Czemu z racjonalnych powodów, zachowywanie dziewictwa do ślubu nie wróży szczęścia?
Na moje oko, to żeby dojrzeć, trzeba czegoś doświadczyć, także i w tej kwestii. Co zrobi przykładna, czysta żona, kiedy jej mąż zacznie się zastanawiać jak to jest być z blondynką, brunetką, chudą, grubą, z dużym, małym biustem, etc? Nigdy takiej nie miał przecież. Albo jak mu się zamarzy pieprz, zamiast wanilii w łóżku? Lub cokolwiek innego o czym dotąd pojęcia nie miał. Będą eksperymentować i dojrzewać razem? Dobre sobie... Może się na przykład okazać, że każde z nich woli co innego, i co? Sztuka kompromisów? No chyba nie o to chodzi, żeby się "podkładać", tylko żeby się dobrać. Zaraz spadną gromy, że jak to tak? Hormonami myśleć, że tyle innych ważnych aspektów życia jeszcze jest. Ważnych tam, ważniejszych w ogóle! Trzeba znać siebie i pod tym i pod każdym innym względem, bez rozróżniania ich wagi, bo wszystko to składa się na "moje ja", a jak go nie znam, to jak mogę poznać drugą osobę i znaleźć z nią porozumienie, tworzyć więzi? Fakt, faktem, że druga strona, powinna również wyjść z takiego założenia. I może dlatego, gdy spotykają się dwie nieświadome siebie osoby, to nie dostrzegają tych niuansów od razu. Jestem jednak pewna, że prędzej czy później, jedno z nich zacznie... No a jak już jedno jest coraz bardziej świadome (bo po ślubie zaliczyło cały pion sąsiadek w bloku i pół gabinetu dyrektora w pracy), a drugie żyje z klapkami na oczach, to zaczynają się problemy. I pół biedy, jak potrafią się spokojnie rozejść, gorzej, jak ta z klapkami zaczyna chodzić na kompromisy, zamiast szukać siebie w całej tej sytuacji... Bo nie wystarczy masturbować ego kulturą, sztuką i socjologią, trzeba je też pogwałcić trochę, żeby się czuć spełnionym. Bez szkody dla innych oczywiście, czyli zanim założysz obrączkę, to się dowiedz, czy wolisz po ciemku, czy jednak nie...

Dlaczego o pszczółkach gada się z dziećmi, a nastolatki mają porno?
Bo na odwrót byłoby gorszące... A tak serio, to zapewne łatwiej jest "odbębnić" edukacje za młodu, a potem czekać, aż szkoła zrobi resztę, mając nadzieję, że się jednak udało i nam z syna nie wyrośnie Andriej Czikatiło. Pewnie to też trochę z obawy, że rozmowa o menstruacji, ejakulacji, wzwodach, pochwach, stosunkach analnych i oralnych z nastolatkiem, może być krępująca. I będzie, jeśli po pierwsze, zdążył sobie to obejrzeć w necie, po drugie, jeśli dla nas jest to równie nie smaczne. Człowiekiem jestem i tak powinienem drugiego człowieka wychować, żeby nic co ludzkie mu obce nie było. Tak samo seks jak i emocje. Potem sam wybierze swoją drogę, ale wprowadzony na ocean z przewodnikiem. O właśnie, to trochę jak zwiedzanie Wersalu, samotny turysta staje jak wryty i kręci mapą dookoła, panicznie próbując odnaleźć drogę, pytając obcych i błądząc po omacku. Zorganizowany przewodnik poprowadzi i pokaże to co najciekawsze i warte zauważenia. Nie robiłabym też, specjalnej sensacji z tego, że 14 latek odwiedza pornograficzne strony. Bo co też ma robić z tymi hormonami? Wyładować na koleżankach? Czy prosić mamę o radę? Można im poblokować komputer, nałożyć milion kar, nakrzyczeć, obrazić się, nazwać zboczeńcami, ale czy to wyjście? Powinien się tu raczej pojawić ktoś, kto wyjaśni, że owszem, można tak uprawiać seks, ale:
- kobiety w realu wyglądają trochę inaczej
- mężczyźni zresztą też
- i to żaden powód do kompleksów.
- że można złapać paskudztwa roznoszone droga płciową
- dlatego lepiej mieć jedną partnerkę
- tudzież, nie przygodne, a takie którym tez zależy na zdrowiu i którym można zaufać (zupełnie jak by fair było udawanie, że dorośli przez całe życie robią to tylko z jednym partnerem)
- zakładam, że o ciąży i dzieciach, czternastolatek już wie
- jak nie wie, to przerabiamy temat nie językiem biologicznym a normalnym
- że nie można robić na siłę i wbrew partnerce
(- chyba, że ona chce na siłę :> nie, tego nie mówimy czternastolatkom )
- że oprócz brania przyjemności, liczy się też jej dawanie, a dawanie też może sprawiać przyjemność (tak, to ta perwersja o której istnieniu mało kto ma świadomość)
- do dzieci, według mnie, trzeba mówić zwięźle, prosto i konkretnie (jak do facetów), żeby potem nie myślały, że od pierwszego razu się nie zachodzi, że od umycia się po, tez się nie zachodzi i po odmówieniu zdrowaśki, również, albo, że stosunek przerywany jest metodą antykoncepcji... (a to może mieć miejsce, kiedy owijając w bawełnę powiemy im "trzeba to robić z miłości i nie za szybko, bo skończy się dzieckiem a to duża odpowiedzialność")

Czemu, wszystko co inne staje się zwyrodnieniem?
Jestem zdania, że każdy powinien uprawiać seks, tak jak lubi, dopóki nie krzywdzi tym kogoś innego.
Pani, która lubi być wiązana łańcuchami i poniżana przez pięciu mężczyzn, nie jest gorszym rodzajem człowieka. Może być inteligentna, odpowiedzialna, stabilna emocjonalnie, może mieć całkiem standardowy system wartości (praca, dzieci, dom), może być fantastyczną matką. Czemu? Bo doskonale wie, jak to od siebie oddzielić. Nie podaje obiadu w lateksowym gorsecie i nie uprawia seksu w papilotach z garnkiem w ręku. Czy to takie trudne? Ludzie kipią niezrozumieniem dla tego, co im się nie wpisuje w ich schemat. Ile jest takich pań, które zaciskają zęby w sypialni z mężem, a w wolnych chwilach przeglądają strony erotyczne w sieci, marząc, że je to kiedyś spotka. Czy ona może być szczęśliwa? Może dać szczęście dzieciom, partnerowi? Może być emocjonalnie stabilna, walcząc z frustracją? Nie, ale za to na pewno, jest poprawna, ma kręgosłup moralny i odebrała dobre wychowanie. Ona obok, pracy, sprzątania, gotowania, męża, ma jeszcze jeden obowiązek - sex. Bo dla tych, którzy wkładają nieco wysiłku w poznanie i zrozumienie siebie, w poukładanie świata od środka, to żaden obowiązek i wstydliwy temat. To przyjemność pod każdym względem, o której dyskutuje się tak samo dobrze, jak o innych pasjach...

Otwórzmy się wszyscy, zamiast się marynować we własnych traumach.

poniedziałek, 11 czerwca 2012

Na wschodzie bez zmian.

Nadal uważam, że to dziwny kraj.
Amerykanie za "polskie obozy koncentracyjne" muszą przepraszać po sto razy, my za "zamach smoleński" w ogóle. Polscy kibice, bodajże w 2009 roku urządzili sobie w Pradze przemarsz na stadion Sparty, ale Rosjanom u nas nie wolno. Marsze kibiców są normalne i akceptowane wszędzie (no, może poza Koreą) tylko nie tu. No chyba, że będą paradować z naszymi flagami. Ale wtedy ryzykują (biorąc pod uwagę wygląd rosyjskich ultrasów), że im Antifa urządzi kontr-przemarsz i nazizmu nie przepuści. Polonie na całym świecie, też obchodzą Święto Niepodległości, prawda? Przypomina mi się od razu, sprawa polskich nazw ulic na Litwie. No bo niby czemu? Czemu pytam się, na Litwie ulice mają być polskie tylko dlatego, że są zamieszkiwane przez Polaków. Przypominam, że to było Księstwo Litewskie (Litewskie!) a Mickiewicz nie był Polakiem tylko posługiwał się urzędowym językiem polskim. To tak, jak by nagle Vargas urodzony w Peru i piszący po hiszpańsku o peruwiańskiej rzeczywistości, stał się narodowym wieszczem dla Hiszpanów.
Idąc tym tokiem rozumowania, Marszałkowską trzeba by przemianować, bo właścicielami kebabów, pewnie są Turcy. A Pałac Kultury już nie jest symbolem komuny i stalinowskim prezentem, już jest nasz swojski? A czyjego imienia był? Nomen omen, przed PKiNem stoi jak wryty i Mickiewicz i Kopernik...

Turystom zagranicznym się jednak u nas podoba. I dobrze. Spodziewali się pewnie, że surowo karane będzie śpiewanie na ulicach, rzucanie barowymi stołkami i lanie się po mordach. Błagam, jechał ktoś kiedyś w weekend o 6 przez centrum? Wizualnie wygląda to jak krajobraz po zamieszkach w Londynie. I może bali się, że ich okradną juz na lotnisku. Niespodzianka. Kraść nie ma kto, bo pochowali się po kątach przed osławionymi Angolami, Irlandczykami i Rosjanami. Poza tym, mało kto ruszył w podróż samochodem, a nawet jeśli to radia od Saab'ów mają u nas małe wzięcie. W Kijowie też bogatych Szwedów nie okradną. Obstawiam, że ich mecz z Ukrainą przebiegnie w przyjacielskiej atmosferze i przed i po. W końcu maja takie same barwy i nie będą po pijaku ryzykować kopania swoich.

Żeby zmienić temat Euro, na inny to...
...to chyba zostaje już tylko Debbie Schlussel, więc z dwojga złego...

EDIT: (kategoria, cytat dnia)
Biedroń mówi o piłce nożnej:
"Ten sport, jak żaden inny, obok wielu pozytywnych emocji, generuje mnóstwo złych emocji, przemocy i nienawiści"
Pod żadnym pozorem, proszę biedakowi nie puszczać meczów hokeja, i bogowie brońcie, rugby. Bo mu się zawali cały światopogląd.