piątek, 25 września 2020

Wątpię

 Trochę straciłam wiarę.

Nie żebym jakąś miała, no nie. Jezusek mnie nie porywał w kazaniach, zielonoświątkowcy za dużo sie moczą a scjentologia wymaga teleskopu na który mnie nie stać. Zresztą na marsie i tak nie ma wody.

Taką humanistyczną wiarę straciłam. DaVinci wiarę. W człowieka i wszystko co ze sobą niesie.

Portret człowieka w internecie jest prosty i bezdyskusyjny. Jak dyskutować z memem? Z trollem? Z viralem? Nijak. Bo jak powiesz, że BENIZ jest nieśmieszny, to już wyjdź.

Tymczasem, historia sztuki, historia kultury naucza, że przekaz dostosowany do narzędzi, którymi posługuje się dane pokolenie, sposoby jakie ma, odzwierciedla nastroje. Nastroje historycznie gdzieś przymocowane do wydarzeń. Według internetu i tej tezy, mogę stwierdzić że:

- pisanie z błędami w celu osiągnięcia "celu" jest śmieszne

- stworzenie nowego pojęcia karykatury (Janusz, Grażyna, Nosacz) wyciąga nasze nalecialości kulturowe na pierwszy plan, pomimo iż to nie są naleciałości kulturowe a zwykłe zacofanie

- tęcza to chuj wie skąd się wzięła, ale gej na pewno

- menele. Polskę zasiedlaję menele bez butów, jak żaden inny kraj.


Cała reszta śmiesznych memów jest amerykańska. Ale tam pewnie też ktoś juz pisze jak ja, że Black life matters i ogólnie to weź sie zastanów.

No właśnie. Weź się zastanów. 

Umarła już sztuka rozpatrywania rzeczy z różnych stron. Teraz jest tak albo nie. Zresztą, jakby za komuny było inaczej... Ośmielisz sie wątpić?

Ja tak.

Ośmielam się wątpić w historie Grety. I ośmielam sie wątpić w jej przeciwników. Sięgam wtedy po dane. I po biologię.

Ośmielam się wątpić w lewicę. I ośmielam sie wątpić w prawicę. Sięgam po zdrowy rozum, fakty i sprawiedliwość.

Ośmielam sie zwątpić w kościół. I tak samo zwątpię w ruch ateistów. Sięgnę po rozwiązania a nie przekonania.

Kiedy wątpie w słuszność czyichś decyzji, wątpie też co do własnych. Szukam źródeł i danych. 

Wątpie w autorytety. Ale im nie umniejszam.

Wreszcie - wątpie w to czy ludzie jeszcze umieją dyskutować. Bo po co?

Nie używamy argumentów, opinii, przekonań (dobra, jak trzeba podpalić tęczę to używamy przekonań a jak trzeba zjebać policję to też) tylko schematów.

Posługujemy sie wszyscy językiem propagandy. Nie wiemy o tym, stosujemy go na codzień. 

- stary, słyszałeś co sie stało?

- <mem>

Więc, straciłam wiarę. Zwątpiłam. Nie dyskutuję. Chociaż czasem bym chciała. Podważyć jakieś przekonanie to nie znaczy umniejszać mu. To znaczy tylko chcieć poznać świat z innych stron. 

Nie blokujmy sie nawzajem.

Nic co ludzkie nie jest nam obce. Zamiast obrazków możemy używać słów.

czwartek, 28 grudnia 2017

Kopipastuje



Znowu mam tyle pracy, że aż takie mądre rzeczy robię...
I nie mogłam się powstrzymać, chociaż to już niemodne.





Moja dziewczyna to fanka BMW. Pół mieszkania zajebane ściereczkami do karoserii i felg. Koty już nie chodzą tylko froterują. Średnio raz w miesiącu ktoś się poślizgnie na takiej nawilżanej i od razu łeb do szycia. W ciągu dwóch lat już z pięć razy byłam na takim zabiegu. Jak tydzień temu poszłam na jakieś losowe badania, to pan z recepcji jak mnie tylko zobaczył, od razu pytał czy się na K2 przejechałam czy na biedronkowej, bo nie wie na jaką sie zdecydowac

Druga połowa mieszkania w pastach i spryskiwaczach. To jeszcze pół biedy, ale jak się kiedyś pomyliłam i okna umyłam woskiem w płynie, nie dość że się ptaki rozbijały o szyby dwa razy dziennie, to jeszcze mi od zewnątrz kazała polerować żeby równo było. Za to jak kupiła aluchrom, to tydzień z nią spała, bo się bała, że mi się felgi z fugami pomylą.

Co tydzień jeździ do biedronki, bo jak nawet niczego nie brakuje to przynajmniej gazetki przywiezie, co tak będzie stało nie jeżdżone, a przy okazji tam do Norauto na chwilę, przelotem, przy okazji tych gazetek oczywiście, ale śmieci to dzieciak codziennie wynosi po 60 litrów worki. Jak jedziemy na zakupy, to z dużymi gabarytami wracam autobusem, żeby przy pakowaniu do bagażnika uszczelka od klapy nie pękła.

Jak już weszła into internety to dzień i noc na BMW Klub Polska. I kręci na forach gównoburze o diesel i gaz. Potrafi drzeć mordę do monitora nawet przez sen, albo wypierdolić klawiaturę przez okno. Jak się kiedyś wkurwiłam, to założyłam tam konto i ją trolowałam, pisząc losowe głupoty w stylu "gaz śmierdzi jajem" albo "seria 3 ssie". Nie nadążałam z otwieraniem jej piwa na uspokojenie. Aha, ma już rangę Clarkson za najebanie 10.000 postów.

Jak dostałam nową pracę, to przez tydzień pierdoliła, że gdybym jechała autobusem, to bym się spóźniła i w ogóle nikt by ze mną nie gadał, gdyby tak pięknie nie zaparkowała, żeby z gabinetu prezesa było widać, a ja specjalnie się kazałam wysadzić trzy ulice wcześniej, bo jak jedną to i tak by było słychać i wszyscy by w oknach stali.

Co sobotę w zimę budzi cały blok o 4 nad ranem, bo trzeba przepalić.

W tym roku sobie kupiła na święta nowe siedzenia. Nawet do Wigilii nie wytrzymała, tylko już wczoraj rozłożyła w salonie i tak siedziała trzy dni na środku trenując zawołania w stylu "kurwa, kierunkowskaz chuju!"

Jak któregoś razu miałam urodziny, to mnie na romantyczną przejażdżkę zabrała. Super prezent. Jedziemy gdzieś wpizdu do lasu, ostatnie 20 kilometrów pcham, a urodziny mam w styczniu, zmęczona chciałam na miejscu kanapkę zjeść i się zagrzać. Wypierdoliła mnie na łono natury, bo jej się żetony do odkurzacza skończyły. Kiedy już się taka zesztywniała z zimna usiłowałam złamać na przednie siedzenie, zahaczyłam nogą o próg i drzwi pierdolnęły aż podsufitka zafalowała. Droga powrotna upłynęła w milczeniu. Na te urodziny dostałam klej do materiału i talon na przyspawanie progów.

Miała kiedyś takiego kumpla, sąsiada, co to sobie razem polerowali maski jak w Karate Kid, bo on miał E36 w kompocie. Raz wpadł na ekhm, jedno piwko. Najebali się i oczywiście cały czas gadają o niebieskich lusterkach, rdzy i zrywaniu dywaników z podłogi w celu wyważenia. Siedzę sobie spokojnie, czytam. W pewnym momencie drą na siebie mordy, czy Active Sound Design czy po ludzku rurę wydechową ujebać.

- weź mnie kurwa nie denerwuj. sractiv sound! co to ma być, żeby bmw z playbacku musiało nakurwiać!

- to twoje czarne to z playbacku jeździ, kurwa, jak z górki popchniesz!

I tym to sobie już kompletnie przejebał, więc się zaczęło.

Kluczyki im musiałam pochować, bo nie wiem ile by to trwało. Od tej pory nie utrzymują kontaktu i nawet nie mówią sobie na klatce dzień dobry. Jak kiedyś ktoś sąsiadowi oponę przedziurawił, to wyniosła sobie krzesełko na parking i nie chciała wracać dopóki nie przekonała się naocznie, że wyjął wszystkie 25 gwoździków, za które paragon znalazłam w praniu. Do dzisiaj na słowo "czarny" reaguje nerwowym "carbon black, kurwa!"

Jakiś czas temu, wypadła jej zaślepka z tylnego zderzaka. Tak się akurat składa, że to małe gówno jest warte więcej niż pierwszy lepszy gruz na otomoto, to się postanowiła złożyć z kumplami. Przypadkiem im też brakowało. Umówili się, że wożą po tygodniu na zmianę. Na początku wszystko szło dobrze, co cztery tygodnie zmieniałyśmy biedronki, żeby się nikt nie poznał, że to nie na stałe. Aż któregoś tygodnia się rozchorowała i nie mogła po te zaślepkę pojechać. Jeszcze ci jej kumple dzwonili, że się wożą jak pojebani i żaden agrotuning, kurwa, więc tylko leżała czerwona ze złości na kanapie i sapała z wkurwienia. Sytuację pogarszało jeszcze to, że nawet jak by się zaparła to nie zatankowała i nigdzie nie pojedzie. W końcu doszła do wniosku, że to niesprawiedliwe, bo przecież po równo się zrzucali i w niedzielę wieczorem wyszła nagle z domu.

Po godzinie dzwoni i mówi, że muszę jej pomoc i żebym superglue wzięła. Wychodzę na zewnątrz a ta na hulajnodze rozbitej o drzewo na parkingu siedzi i krzyczy żebym się pospieszyła. Okazało się, że pojechała zaślepkę zajebać i nie jest pewna czy to ta, więc lepiej ja wkleić i spieprzać do domu. Wkleiła, trzyma, dmucha, żeby na pewno jej żaden Seba z powrotem nie wydłubał a tu nagle dwie fury ze współwłaścicielami zaślepki świecą nam tymi Angel Eyes po gałach, aż mnie zamroczyło. Zaczęło się. Karki drą mordy, że dlaczego zajebała i że ma oddawać, ona się drze, że ją oszukali i się 50zl skladała a nie woziła w ten weekend, zresztą nie może oddać bo przyklejone.


Po kilkunastu minutach sytuacja wyglądała tak:
- moja dziewczyna leży wklejona razem z zaślepką w zderzak, bo ciemno było i się klej omsknął i krzyczy że nie odda;
- karki krzyczą, że ma oddawać;
- jeden ma rozjebany nos, bo za blisko podszedł i za nogę ją próbował odciągnąć więc drugą dostał z kopa;
- dwóch policjantów ciągnie za tą jedną wolną nogę i mówi, że jedzie z nimi na komisariat, bo człowieka pobiła;
- obok stoi całkiem cichy gość i usiłuje panów policjantów poprosić, żeby zabrali ze sobą jednak te karki, bo zaslepka kradziona, z jego auta w dodatku;
- ja błagam żeby klej odpuścił i policjantów, żeby jej nie aresztowali;

W końcu ją policjanci oderwali, niestety razem z zaślepką, karki uciekły a gość zadowolony dostał zaślepkę i jeszcze odstąpił znaleźne.

Moja dziewczyna do tej pory robi gownoburze na forum, bo karki założyły tam specjalny temat w którym przestrzegały przed robieniem z nią jakichkolwiek interesów. Porobiła więc trollkonta żeby ich prześladować. Z tych samych trollkont udzielała się w swoich tematach i jak na przykład wrzucała zdjęcie nowej kierownicy sportowej sąsiada, to sama sobie pisała:


- Nooo, gratuluję! Pasuje do tej zajebistej zaślepki! Widać pasję!


a potem się z tego cieszyła i kazała mi oglądać, jak ją chwalą na forum a teraz mnie ciąga po mieście i każe sobie zdjęcia z betami robić, bo fani się domagają a ona napisała że ma w kolekcji już 15.


True story.

piątek, 25 sierpnia 2017

Socjalizacja


Oglądam Warsaw Shore w ramach studiów socjologicznych młodzieży.
Oglądam Magdę Gessler odmalowującą polaków portret gastronomiczno-psychologiczny.
Wreszcie oglądałam przez osiem lat wszystkie części Shreka, szlifując dowcip.
Nadszedł czas na praktykę.
Oglądałam bardzo długo Szpital Królestwo. Grając w nim drugoplanową rolę. A więc, uczestnicząc.
Mam kilka wniosków. (samo to, że je mam oznacza, że jest to jednak coś wartego zrecenzowania)
Zapraszam.

Trzeba mieć zaawansowane stadium schizofrenii, żeby oddział psychiatryczny Ci w niczym nie pomógł. Albo nie zaszkodził...
Każdy kto tu trafia, choćby nie wiadomo w jak ciężkiej depresji, wylatuje przepełniony chęcią do życia. Przynajmniej przez same drzwi zabezpieczone domofonem i dziesięcioma kłódkami, bo potem zaczynają się schody. Dosłownie. Trzy piętra schodów. Winda jest dla sanitariuszy, pod warunkiem, że akurat działa.
Od początku.
Wyobraź sobie miejsce, w tym szarym, obłożonym mnóstwem obowiązków i konsekwencji świecie, miejsce, gdzie możesz robić wszystko co chcesz. Jeżeli nie zagraża to oczywiście Twojemu życiu. Znaczy to też możesz, jak lubisz poleżeć w pustym pokoju w przyciasnych szelkach. Sprzyja medytacji.
Możesz na przykład dłubać w nosie na środku stołówki i wycierać wszystko o krzesło. Nikt nic nie powie. Bo Pani Halinka nie mówi nic z założenia, Pani Irenka zajęta jest wyklinaniem sąsiadów, komunistów, hitlerowców i sanitariuszy. Pan Zbigniew obmyśla 50 sposobów na zabicie się łyżką, Pan Stefan udaje migrenę, żeby za wszelką cenę dostać się do zabiegowego (taki pokój w którym narkoman znajdzie Nirvanę) a pielęgniarki ganiają Babcię z pampersem.
Więc może i nie masz sznurówek, masło musisz rozsmarowywać łyżką, zabrali Ci ładowarkę, kible się nie zamykają, ale pozyskałeś wolność umysłową. Serio.
I możesz palić. To jedyny oddział szpitalny gdzie tego nie zabraniają, bo nikt nie zamierza ryzykować życiem za zdrowe płuca 20 wariatów.
Wolno Ci także zbuntować się i cierpieć. 24 godziny na dobę. Inaczej niż w domu gdzie zmywanie, pranie, sprzątanie i to Wszystko Co Musisz spada Ci na głowę codziennie. Możesz pomiędzy posiłkami (a te należy raczej spożywać, żeby nie zostać oskarżonym o zaburzenia odżywiania) leżeć jak ameba w wykrochmalonej pościeli. W dodatku zaryczana! Problem pojawia się dopiero w sanitariuszach i lekarzach którzy żeby Ci to leżenie i ubolewanie nad marnością obrzydzić, co 5 minut pytają „jak się pani czuje?”. Po godzinie zdrowiejesz, masz ochotę wstać i tańczyć na stole śpiewając Jak się masz, kochanie jaaaak się maaaasz, aaaa aaaa....
W pewnej chwili nawet zaczyna Ci się to podobać. Bo możesz. 
- jak się Pani dzisiaj czuje?
- jak niedożywiona, wyrzucona ze stada, obdarta ze skóry, przewieszona przez płot postawiony gdzieś na środku prerii, gdzie krajobraz spowija pył i spaliny ze starego dodge'a, fretka, której ktoś na wątłym ciele, sprayem ekologicznym napisał - odpad biologiczny.
- ach
Tak działa jawne cierpienie. Natomiast jeżeli przykryjesz się szczelnie kołdrą, udając, że Cię tam nie ma, wtedy sprowokujesz ich do szukania sposobu na przywrócenie Cię do żywych. Mogą na przykład wypuścić z izolatki dziewczynę, której jedynym zajęciem jest trzymanie pampersa lewą ręką a prawą sprawne przywłaszczanie napoi z cudzych stolików. To uczy empatii. Po 10 pogoni po oddziale w końcu machasz ręką. Niech ma coś z życia. Tobie i tak zaraz ktoś przyniesie milion butelek wody. I pomarańcze. I czekoladę. Tylko nie cholerną maszynkę do golenia, żeby móc w końcu na siebie patrzeć. W szybie. Bo lustra nie uświadczysz.
Wracasz więc do łóżka, po tej lekcji człowieczeństwa, która dla lekarzy świadczy o tym, że zdrowiejesz. Ledwo zaczynasz przytykać poduszkę, muskając ją płatkiem małżowiny, wtem starsza Pani obok w trzy sekundy wyrecytuje jak z automatu 50 razy „och jak by mi tak ktoś przykrył nóżki”. Nie zrobi tego tonem nawołującym sanitariuszy z odległych piwnic. Nie. To robi wołając z kibla o 1 w nocy. Teraz to wyszepcze. Wstajesz, przykrywasz, wracasz, nie zdążysz sobie nawet przypomnieć z jakiego powodu chce Ci się płakać, bo wołają na obiad.
Z miną Rambo, zdecydowanym krokiem, gotowy kroić po raz 10 to jajko łyżką, wkraczasz na stołówkę. A tam Pani Ania, rozładowuje Twój wkurw, ubrana w same skarpetki, w dodatku dwie różne, z kubkiem landrynek, pytając czy zdążyła na pociąg.
Jest też pora leków. Po tym łatwo poznać kto jest nowy. Na hasło „zapraszam po leki” świeżynki pędzą na złamanie karku jakby dawali kilogram kokainy za darmo. Ty, wiedząc już, że hydroxyzyna na Ciebie nie działa, powłóczysz jak zombie nogami, dźwigając uroczy, różowy, plastikowy kubek z wodą. Niektórzy udają, że śpią, żeby pielęgniarki znalazły ich same. Albo nie udają, tylko śpią naprawdę bo maja 80 lat i tydzień temu próbowali popełnić harakiri. Co niestety skończyło się jedynie nieprzyjemnym cewnikiem.
Zabiegowy w którym rozkładają straganik z lekami, ma magiczna właściwość. Za każdym razem kiedy zapytasz co to jest to różowe, albo to małe białe, które masz łyknąć, możesz mieć pewność, że zanim dojdziesz do sali zapomnisz tę nazwę. I możesz wracać dziesięć razy, powtarzać w myślach, przy dobrych wiatrach zapamiętasz pierwsze trzy litery. Próbowałam biegać z powrotem, żeby zapisać. Nie dało rady. Raz o mało nie staranowałam buntującej się na leżąco pod dyżurką Pani Irenki, co wytrąciło mnie ze skupienia. Innym razem z kolei tak skupiłam się na omijaniu przeszkód, że zanim dobiegłam już zapomniałam, bo moje myśli zajęła identyfikacja imion tych przeszkód. Więcej nie próbowałam, żeby się w oczy nie rzucać, bo szelek nie lubię.
Leki za to, nawet jeśli nie masz pojęcia jak się nazywają, mają zaletę kształtującą Twoją erudycję. Możesz w palarni z całym przekonaniem wykładać sposób w jaki działają, efekty uboczne i powody dla których zostały przepisane. Poważnie. Na oddziale znajdziesz mistrzów farmakologi psychiatrycznej. Jeżeli jednak jedynym słuchaczem Twoich deklamacji jest schizofrenik niemowa, który wszystko do jutra zapomni, nie szkodzi. Jutro zrobisz to jeszcze raz, a potem następny, za każdym razem ulepszając swoja retorykę. Cierpliwości i koncentracji uczy także terapia zajęciowa. Trzeba mieć jej całe pokłady, żeby nie zatemperowaną kredka pokolorować kolorowankę antystresową z detalami w rozmiarze pantofelka, nie powiększonego mikroskopem.
Albo rozmowy ze studentami.
Po szóstej takiej pogadance byłam w stanie powiedzieć im o co jeszcze powinni mnie zapytać, bo im umknęło a było dosyć istotne. Po ósmej chciałam już sama ten wywiad napisać, żeby już nie musieć czuć ich zagubienia i konsternacji lekarza.
Nadchodzi czas wypisu. Czekasz jak na maturze, paląc fajka za fajkiem. Bo nie powiedzą Ci – 14, idziesz do domu. Nie. Mówią – pewnie dzisiaj, po obiedzie. Czyli o 16. I nagle oto jest! Wypis! Czytasz, czy udało się zdać. Każdy podpunkt o zaburzeniu o poprawie czytasz jak Zwrotnik Raka w podstawówce, z wypiekami na twarzy. Udało się. Wolność. Wychodzisz, jakoś ot tak, prosto na ulicę. Ostatnia myśl jaka Ci towarzyszy to przegląd asortymentu IKEI pod względem estetycznych łyżek i paniczny strach, żeby nie rozwiązała Ci się sznurówka, bo nie pamiętasz już jak się je wiąże.

Wtem obowiązki i konsekwencje jawią Ci się jako lżejsze do niesienia, niż pościel zalana bimbrem pędzonym przez Panią Anię z landrynek.

wtorek, 26 listopada 2013

Vintage

Tak ogólnie, to ja się czuję młoda, no nie. Po schodach na to pierwsze piętro daję radę, zmarszczki mam tylko mimiczne, trądzik mi się już kończy, jak się umaluję to nawet mi oczko puszczają kasjerki na monopolowym kiedy próbuje kupić piwo, jestem w stanie nauczyć się nowych rzeczy w miarę sprawnie, no bo wystarczy mi tylko trzy razy wytłumaczyć co to jest taki śmieszny pilot do telewizora, którym się macha, zamiast wciskać guziki, powiedzieć, że to taki pegasus, który się zaciął i trzeba go naprawić i ja od razu wszystko rozumiem.
Nie mogę się jednak oprzeć natrętnej chęci, użycia przynajmniej raz określenia "za moich czasów". To sobie poużywam.
Za moich czasów...
Jak szłam do toalety w jakimkolwiek publicznym miejscu, to dało się tam umyć ręce swojsko, po domowemu. Dzisiaj, trzeba najpierw poprosić obsługę o instrukcję do kranu, albo spędzić pół godziny na rozpracowywaniu czujników, machając łapami w umywalce. I myli się ten, kto sądzi, że jest to jeden uniwersalny ruch. Raz trzeba pionowo. W innym centrum handlowym poziomo. W jeszcze innym należy poziomo, pionowo i się przedstawić, to w bonusie załączy się tez suszarka do rąk od razu. Po zeskanowaniu tęczówki i wyrecytowaniu z pamięci dwóch zwrotek Ody do radości, dostaje się przydział mydła i listek papieru toaletowego. Teraz już wiem, że Amerykanie mają na wszystkim instrukcje nie dlatego, że sa idiotami. Tylko dlatego żeby nie załatwiali potrzeb fizjologicznych w krzaczkach, kiedy zawieszą skomputeryzowany mechanizm podnoszący klapę od deski sedesowej.

Za moich czasów też, odkurzacz odkurzał. Co za głupota. Dzisiaj odkurzaczem można sobie zrobić pranie, wyczyścić panele ścienne, pozmywać naczynia, kota, dziecko. Składa się to pół godziny, rozkłada drugie tyle, a do odkurzenia jest tylko wysypana ziemia z doniczki. Gdzie się podziały stare, poczciwe Kaśki...

O, albo sprzęt do oglądania filmów. Kiedyś miałam video. Odtwarzało taśmy vhs i nagrywało. Czasami nie nagrywało, ale wtedy wystarczyło zakleić otworek w taśmie ukradzionej z wypożyczalni i znów nagrywało. Zwykle działało na pilota. To znaczy no, zdarzało się, że nie działało ale nie było takich fachowców co przychodzili i mówili "pani, to trzeba nowe kupić...". Nie. Oni to NAPRAWIALI. Takie starożytne słowo, o którym będzie później, anyway... Wiedzieliście, że do dzisiejszych odtwarzaczy dvd można gadać?! Za moich czasów, gadanie do sprzętu rtv/agd leczyło się psychotropami. Dzisiaj to norma. Nie wspomnę już o tym, że mają tyle wejść na najróżniejsze kabelki, karty i Odyn jeden wie, na co jeszcze, że zastanawiam się czasem, czy jak wsadzę w któryś palec niechcący, to na ekranie pokaże się projekcja moich myśli. Mój brat był poniekąd prekursorem tego trendu wszech użyteczności sprzętów grających. Kiedy miał niecałe dwa lata, wsadził figurkę Kaczora Donalda w to miejsce gdzie wkładało się taśmę, ciesząc się, że będzie oglądał bajkę...

Naprawianie. To taka prastara forma nekromancji. Czyli w skrócie - kiedy twoja dziewczyna się zużyje, nie wywalaj jej na śmietnik pochopnie, bo może wystarczy kilka technicznych zabiegów i będzie jak nowa.
To niestety zanika, tak samo jak zanikają profesje rzemieślnicze, wypierane przez masówki z Chin na gwarancji. Buty? Naprawiać? A po co, jak mogę wymienić zwalając zniszczenia spowodowane platfusem, na krzywy szew konających z głodu sierotek z Bangladeszu? Inna sprawa, że dzisiaj nie robi się nic na lata i tak, żeby dało się to naprawić. Wręcz przeciwnie. Inaczej nie potrzeba by tylu modeli jednego telefonu, różniących się milimetrami obudowy i niczym więcej. Smutne to trochę. Dlatego zbieram złom. I dlatego nie wywalam fajnych rzeczy. Ciągle wierzę, że ten boombox z piwnicy w kolorze neonowej czerwieni przyda się jakiemuś murzynowi na ramię.

Jedzenie. No niby nic, bo przecież jak się może zmienić krowa czy kura przez te 15 lat. Może. Dzisiaj jest kura light. Kura dla cukrzyków, alergików, choleryków, geniuszy, kura sojowa, ekologiczna, toksyczna. Jaka tylko chcesz. Podejrzewam, że robią tez kury genderowe. Żeby nie było dyskryminacji. Mleko na przykład, od krowy i nie od krowy. I to nawet nie to, że ono jest od kozy, czy innego ssaka. Bo nie wiadomo skąd, dopóki na kartoniku nie jest napisane Mleko od krowy. W wersji hardcore, jest to mleko od Szczęśliwej krowy. Wiadomo. Cena już wystarczająco dołuje, więc akcent optymistyczny jak najbardziej wskazany. Zdarzyło mi się kiedyś, kupić jabłko, przechuchać, obetrzeć jak leci i zjeść. "No co ty robisz? Ty wiesz co z tymi jabłkami teraz robią?" No nie wiem... Zrywają? Nawożą? Nawet jeśli odprawiają nad nim hinduskie mantry, to jest to nadal jabłko, jak sądzę. Otóż nie. Te jabłka są podobno opryskiwane GMO... Nie wiem, jak taka procedura wygląda, ale sądząc po zdjęciach zawartych na profilu lobbystów przeciwnych genetycznym modyfikacjom, to właśnie rośnie mi druga głowa i trzecia noga. Strach się bać. Za moich czasów, najlepsze ogórki rosły na krowich kupach. I nikt nie miał z tym problemu.

Za moich czasów również, dostęp do ogólnych wiadomości był ograniczony. Internet raczkował, bynajmniej, nie unosząc się na grzbiecie kota srającego tęczą. Za moich czasów, podwórka były szare, dzieci brudne i zasmarkane, w każdej sali wisiał krzyż i godło, a hymn państwowy odśpiewywało się w odruchu pawłowa pod pręgierzem dyrektorki. Bajka dla dzieci leciała raz dziennie. Później, kiedy był już regularny kanał z kreskówkami, trzeba się było kuć z angielskiego, żeby cokolwiek zrozumieć. Za moich czasów w szkole można było używać tylko głuchych telefonów z pudełek po maślance. Za moich czasów katowało się dzieci gorącymi bańkami na byle kaszel. Za moich czasów, dentysta nie puszczał bajek i nie nosił śmiesznych masek, tylko rwał obcęgami na żywca. Za moich czasów...

To nie istotne. Co było kiedyś. Istotne jest to, co jest tu i teraz. I ani wybieganie w przyszłość do latających samochodów i rzeczowych obrad sejmu, ani wracanie do powozów konnych i publicznego wieszania nie jest wyjściem.
Chociaż gdybym miała wybierać... to pewnie założyłabym satynową pepitkę, nylonowe ryże rajstopy, pantofle na słupku i poszła słuchać Gillespie'go.




niedziela, 10 listopada 2013

Brzydkie słowa, ładny świat.

Mam do zrobienia kilka ważniejszych rzeczy, to dlatego mam czas żeby coś napisać.
Posprzątałam już łazienkę i posegregowałam skarpetki, zostało mi tylko to. Każdy wie, że ważniejsze rzeczy zawsze czekają i nic specjalnego im się nie dzieje w związku z tym.
Cenna rada nr1 - jak by ktoś miał sesję kiedyś i nie wiedział co ze sobą zrobić, to polecam grę w pchełki, folię bąbelkową, temperowanie ołówków nożykiem do papieru albo celowanie gumową piłeczką we włącznik światła. Ostatnia umiejętność wytrenowana do perfekcji przydaje się tym, którzy mają komputer zsynchronizowany z łóżkiem.
Ja na przykład mam. Dzięki temu z przerażeniem odkryłam, że w sieci jest coraz więcej dzieci. I to nie tych neostrady. Tych dzieci dzieci. Sześcio i siedmioletnich. Ratuj sześciolatki od szkoły, żeby założyć im profil na FB. Ja wiem, że może szkoła już tak bardzo nie uczy życia, bo ono się do sieci przeniosło, ale bez przesady.
Potem jest wielki dramat, bo się dzieciak uzależnia od reklam i gier z dużą dawką przemocy. Jak na przykład te o opętanych kucykach, albo koteczkach szatana. Tak. Nic tak bardzo nie szkodzi dzieciom, jak wszystko to, co jest do nich kierowane. Tak przynajmniej brzmi wersja oficjalna. Po której zapewne rodzice szturmem ruszyli do śmietników z workami zabawek, oraz nabyli Max'a Payne'a i zarejestrowali pociechy na fejsie ze słowami "Masz i siedź tu tak długo, dopóki nie wybijesz sobie z głowy demonicznych kreskówek i rakotwórczych klocków z chin. Nie zapomnij o tym napisać statusu z błędami ortograficznymi, bo nic tak nie dokształca jak atak trzynastoletnich, zaprawionych w bojach trollów"
Moja wersja zakłada, że najbardziej to jednak rodzice tym dzieciom szkodzą. Nawet jeśli cytat wyżej był nieco przesadzony.
Szkodzą im, kiedy w szale poglądu, że dziecko to taki mały dorosły usiłują z niego robić dorosłego małego.
To nie szkoła. To wy, my, rodzice zabieramy dzieciom to co najlepsze.
Nie jestem wzorową matką. Jestem Chujową Matką Roku. Ale zwracam uwagę na pewne rzeczy.
A wyjątkową, na bluzgi.

(tak, Ty! czytaj do jasnej cholery, zanim zacznę Cię tłuc chodakiem! przyp. red.)

"Ale ono nie powtarza przecież"
"Ale ono nie rozumie"
"Ale to takie śmieszne, jak mówi 'kulwa'"
"Ale to wolno dorosłym a co wolno..."
Ale, żeby cię kiedyś nie przerosło twoje wyimaginowane poczucie bezkarności.
Czym skorupka za młodu? Tak?
Teraz nie powtarza, ale jak będzie miało szesnaście lat i puści wiązankę, za którą dostanie po twarzy, to sorry, ale to będzie twoja porażka. Wulgaryzmy, chcąc nie chcąc, są jednak nacechowane pejoratywnie. I o ile my dorośli, potrafimy wychwycić cynizm i ironię, to dzieci nie do końca. Zanim rzucisz mięsem przy dziecku, wyobraź je sobie jako osiemnastolatka, który z zachwianym przez nieuważny język rodziców, poczuciem własnej wartości wycina sobie pentagramy na czole. Tulipanem z butelki po jabolu. W ciemnej piwnicy.
I to nie tyczy się tylko tych powszechnie uważanych za przekleństwa słów. Moje dziecko, na przykład, wciąż maniakalnie i publicznie poprawia dorosłych. A ja jej na to pozwalam. Nie mówi się "dupa" a "pupa", nie "cycki" a "piersi", nie "rzygać" a "wymiotować". I to tylko po to, żeby wyeliminować negatywny wydźwięk umiejscowiony tam, gdzie go kompletnie nie trzeba. Jeszcze sama dojdzie do tych słów i będzie ich używać świadomie. Znając synonimy. Nasz język jest bogaty i nie warto go tak okrajać.
I żeby było jasne. Używam wulgaryzmów. Jak chcę, to mogę nawet jak szewc. Umiem. Lubię też, kiedy przywalę tym newralgicznym miejscem na stopie w futrynę, posłać tak zwaną kurwę. W nieboskłon. W myślach. Soczyście. Pod nosem. Albo na głos. Ot tak.
Ale niech mi ktoś wytłumaczy, czemu ludzie ślą je co przecinek, mając palce w butach i z dala od niebezpiecznych przeszkód?

To by było na tyle, jeśli chodzi o poważne rzeczy. Teraz dla rozładowania napięcia, przedstawiam niecenzuralny skrót wiadomości. Dla tych którzy nie zrozumieją, oparłam się na Wiadomościach GW

* Smoleńsk, kurwa! Rzygamy tym wszyscy, łącznie z Komisją która na ostatnich obradach, przytruła się chińskim żarciem, zamawianym przez anonimowego posła PO. Poseł PiS o sprawie: - To zajebiście niepatriotyczna postawa.

* PiS świętuje kolejną miesiączkę smoleńską.

* Orzeł może. Kto mu kurwa zabroni? Interes społeczny leży i płacze. Bo nie może.

* Komorowski: - Nie ma łatwych koalicji. Tylko czasem wina brak.

* Haiyan przypierdolił w Filipiny. W Tacloban chcą wprowadzić "stan wojenny", ale Jaruzelski wyjebał telefon przez szpitalne okno tydzień temu. Do dziś komórki szuka ABW.

* Bułgarzy mają dość. "Postawimy drugi mur chiński na granicy z Turcją". Materiały na ogrodzenie sponsoruje firma COVEC, która zasłynęła między innymi zjebaniem autostrady w Polsce.

* Ekskluzywne fotki z 5+1 w Genewie, tylko u nas. Rowhani: - Pocałujcie mnie w dupę. Nie straćcie wyjątkowej okazji.

* Watykan nadal milczy w sprawie pedofilii. Jak pies je, to nie szczeka.

Prognoza pogody na 11.11.2013
Wiatr zachodni, spienione goni fale i zapierdala z prędkością 6km/h. Od wczesnych godzin porannych nad Warszawą roztoczy się zajebista mgła. Rada dla kierowców - ni chuja, nie widać. Ciśnienie w porze obiadowej wyniesie 1010 hPa i u wyjątkowo wrażliwych spowoduje kurewską migrenę, depresję i kaca. Deszcz będzie. Czego się kurwa spodziewałeś? Jesień jest. To dobra wiadomość dla Szarych Szeregów - jutrzejszy marsz odbędzie się pod znakiem parasola. Generalnie, to dojebało niżem i powietrzem polarnomorskim, więc w trampkach nie pobiegasz. Siedź w domu i nakurwiaj na konsoli.

Żegnam się z Państwem, dziękuje za uwagę. Polecam umiarkowaną i wyważoną wulgarność.
















sobota, 5 października 2013

Autumn guide

Świat jest piękny no nie. Ludzie cudowni. Jesienne spacery, bieganie po parku...
I nagle kończą się psychotropy.
...w szarych, śmierdzących gumiakach, depcząc niewinne i bezbronne dżdżownice. Podczas gdy bura breja leje ci się za kołnierz foliowego płaszcza przeciwdeszczowego, za 5,99 z dyskontu.

Przesadziłam z tymi psychotropami. Ale jak ktoś mi powie, że nie wie o czym mówię, to osobiście polecę go mojemu terapeucie, jako ciekawy przypadek toksycznego optymisty. To znaczy, poleciłabym, gdybym go miała. Ale nie mam. Ostatni poleciał do San Francisco, żeby osobiście rzucić się ze słynnego Mostu Samobójców wprost do mrocznych wód skundlonego Pacyfiku.
Do meritum.
Hormon szczęścia nie istnieje. To wszystko kit. Są tylko narkotyki. Z dwojga złego, lepiej stać się gburem o usposobieniu niewyspanego Shopenhauera niż prostytutką na dworcu. Czyli przeczekać ten okres. Z dala od ludzi, z dala od świata, od ćwierkających ptaków, kolorowych witryn sklepowych i tych wszystkich, innych rzeczy, które ludzie z jakiegoś powodu uznają za przyjemne.
To nie łatwe. Zwłaszcza gdy masz telewizor. Ja nie mam, ale umiem sobie wyobrazić, że mam. Tak samo dobrze, jak wyobrażam sobie, że obok mnie leży półnaga Milla Jovovich...
Więc masz telewizor i chcesz przetrwać okres przyciasnej esencji egzystencjalnej, uwierający cię szew społeczeństwa oraz o rozmiar za małą wyporność na koleje losu.
Świetnie! W takim razie, powiem ci co robić. Nie mogłeś trafić lepiej.

Co z tym telewizorem?
Wyrzuć. A jeśli kosztował 3 wypłaty i pół renty babci, to przetnij kabel. Tym razem, nie chodzi nawet o wątpliwe wartości serwowane w tym urządzeniu. Chodzi o to, że w stanie, w którym prawdopodobnie teraz się znajdujesz, reklama środków na przeczyszczenie, podpasek, albo inny Zygmunt Chajzer mogą wywołać nieopisaną i niebezpieczną melancholię. A jeśli należysz do tych, których wkładki o zapachu rumianku jednak nie wzruszają, to możesz z kolei paść ofiarą niezdrowego zaangażowania. Objawia się ono nagłą troską o losy bohaterów M jak Miłość, lub spisywaniem na kartce wszystkich produktów oferowanych na kanale z telezakupami. Kolejny stopień, to już tylko EzoTv.
Załóżmy jednak, że i telewizor i kabel są ze szczerego złota, a ty jesteś bezrobotny i chciałbyś je kiedyś sprzedać. Jak tylko oczywiście, skończy się jesień, bo kto by chciał biegać po paserach przy panującej aurze pogodowej.
Za żadne skarby świata, przenigdy, broń panie boże wszelkich wyznań - nie włączaj programu ZenTv.
Wierz mi, słuchanie przez godzinę wodospadu, nagranego jakimś pioruńsko włochatym i rzężącym mikrofonem, jest jak harakiri popełniane grzechotką dla niemowląt. Tak samo, jak oglądanie łysego pana, który za cholerę nie może sie zdecydować w którą stronę zagrabić ten piekielny ogródek z głazami narzutowymi na środku. Po 10 minutach, zaczynasz mu kibicować. Ale już po 30, krzyczysz "w lewo! baranie, w lewo!", po to tylko, żeby po 60 wyjść do kuchni i nerwowo zerkać zza futryny, jak gdyby od niechcenia, czy juz mu się udało, czy może jednak nie. Odradzam. Stanowczo.
Animal Planet też. Może się okazać, że niektóre zwierzęta mają ciekawsze życie towarzysko-seksualne niż ty. To tylko pogłębi twój stan rezygnacji.
Jeśli już musisz coś oglądać, niech to będzie coś lekkiego. BabyTv. Dokształcisz się językowo, matematycznie, plastycznie a nawet rozwiniesz na poziomie podstawowym zasady koegzystencji z ludźmi, co w tym przypadku może być niezwykle pomocne. Do tego muzyka. Żadnych złamanych serc w tekście, żadnych dramatycznych zwrotów akcji. If you happy and you know it, clap your hands...
I tak sto razy pod rząd. Kojące.

Nawet bardzo ignorowani ludzie, czasem nie zauważają, że są ignorowani. Jak sobie z tym poradzić?
Mogą zadawać niezręczne pytania, szczególnie przez komunikatory internetowe, bo wtedy nie widzą twoich zbolałych życiem oczu i zgarbionych pod ciężarem tony melancholii ramion.
Możesz ignorować ich dalej.
Możesz też powiedzieć, że twój kot/rybka/prusak właśnie zdechł i odezwiesz się, jak tylko dojdziesz do siebie. To jest działanie długoterminowe. Za każdym następnym razem, przez co najmniej dwa miesiące, możesz mówić, że on nadal nie żyje i to nie jest dobry moment.
Chyba, że będą proponować pracę. To wtedy nic nie mów.
Możesz także, przyjąć strategię absolutnej szczerości. Przykład:
- co słychać?
- tętent galopujących mi przez głowę czarnych myśli. A w tle, jakby bas z jęków nadwyrężonej duszy, co i rusz przerywany rytmicznym dudnieniem otchłani samotności, która pożarła do reszty wszelki zdrowy odruch w mym umęczonym umyśle.
Masz z głowy następnych pięć pytań.
Zdarzają się tez ludzie, którzy za wszelką cenę będa próbować cie uszczęśliwić i rozbawić, tak jakbyś właśnie na to, przez całe swoje życie miał ochotę, ale jeszcze nikt nie był w stanie ci tego zapewnić. Cóż...
Just... don't.
Popij cynizm gorącą czekoladą, przełknij i zapomnij, że go masz. Używanie go na ludzi, wyglądających jak by przed chwilą przemierzyli tęczowe niebo, na fioletowym jednorożcu, ozdobionym balonami i pachnącym truskawką to strata czasu. Po prostu odwróć się i zacznij biec. Jeśli nie należysz do tych szczególnie zamkniętych introwertyków, możesz tez spróbować krzyczeć w biegu.
Niestety nie sposób jest odizolować się zupełnie od innych ludzkich istnień, a zamykanie się w tapczanie może być ryzykowne. Dobrze jest po prostu nie ruszać się z domu i rozładować telefon.

Odcięliśmy się już od świata i ludzi, więc zagadnienia najważniejsze zostały omówione. Przejdźmy do zaopatrzenia praktycznego.
Duża i brzydka piżama jest jak najbardziej na miejscu. Po pierwsze - za każdym spojrzeniem w lustro, upewniasz się, że jesteś właściwym człowiekiem, na właściwym miejscu. Czyli spełnionym. Po drugie - kiedy przyjdzie ci otworzyć drzwi listonoszowi, lub jehowym (choć z nimi może być trudniej, wszak miłość ślepa jest, piekło tym bardziej) zmniejszasz prawdopodobieństwo, że po wstępnych niezręcznościach, nabiorą ochoty na dalszą konwersację. Po trzecie, wreszcie - zwiększa ona komfort tarzania się w pościeli, zawijania w koc, wysmarkiwania nosa w co popadnie i paprania się czekoladą i/lub innymi zdrowymi przekąskami.
Alkohol. Możesz sobie na niego pozwolić, tylko pod warunkiem, że po jednym piwie śmieszy cię najnowsza kolekcja z tygodnia mody w Paryżu, ryczysz ze śmiechu przy czytaniu Kafki, oraz nie jesteś w stanie wyjąć DVD Monthy Pytona z pudełka, bo masz odrętwiałą od uśmiechania się twarz, na dziesięć minut przed sięgnięciem po nie. W przeciwnym razie, polecam odstawić napoje wyskokowe kompletnie. Twoja była/y na pewno nie lubi telefonów w środku nocy, ludzie na forum na pewno nie zrozumieją twojego czarnego poczucia humoru a stare kawałki Metallici na pewno nie są już tak smutne, jak w liceum.
Folia bąbelkowa. Domki z kart. Domino. Puzzle. Wszystko to, co studenci robią w trakcie sesji. Niech stanie się twoim hobby.
Lodówkę należałoby zaopatrzyć już jakoś pod koniec lata. Jeśli jest to jednak niemożliwe, dobrze jest mieć kogoś, do kogo można zadzwonić (w tym kryzysowym i wyjątkowym momencie) i porozumiewając się milczącą ciszą z dyszącym oddechem, dać mu do zrozumienia, że wystąpiła nagła potrzeba. Jeśli to przyjaciel, to po dodatkowym chlipaniu i pociąganiu nosem, powinien zjawić się godzinę później z torbą jedzenia i papierosów. Po czym bez słowa udać się w swoją stronę.
Jeśli zamierzasz czytać, zadbaj o to, żeby książka miała powyżej tysiąca stron, lub składała się z przynajmniej pięciu tomów. Tu idealnie sprawdza się najnowsze wydanie encyklopedii lub Norman Davies. Nawet nie wyobrażasz sobie ile tragicznych, mrocznych, brudnych, okrutnych i negatywnie nastrajających inspiracji tam znajdziesz. Istne SPA dla ciała i duszy. Studium Pesymizmu Absolutnego.
I zasada K6 (nie, nie rzucamy kostkami)
Koc. Kot. Książka. Kolacja. Katharsis. Konkluzje.

W razie pytań i wątpliwości, infolinia z Dr.Lilou, znakomitym konsultantem ds.Ekstremalnych Form Intensywnej Kontemplacji i Afirmacji Marności jest czynna całą dobę.
Wiadomości można kierować na maila.
Możliwe konsultacje prywatne. Koszt pakietu indywidualnego "Twoja domowa pustelnia" to czteropak i dwie czekolady.







środa, 18 września 2013

Myśli na wagę.

A teraz wyobraź sobie, że cała porządna literatura zniknęła wraz z inspiracją i nie ma na świecie żadnej kopalni błyskotliwych cytatów...
Lubię poczytać mądre rzeczy. Czasem jednak, jeszcze bardziej lubię czytać rzeczy pseudomądre.
Nie ma nic fajniejszego, od zbioru "życiowych cytatów" które cieszą się powodzeniem na takim jednym portalu społecznościowym. Poważnie. Trzeba być geniuszem, żeby zwrócić uwagę na tak bezsensowne sformułowania, a jeszcze większym, żeby je kilkoma kliknięciami w fotoszopie wkleić w obrazek z netu. Miód na moje oczy.
Dosłownie.
I kilogram pierza.

Mam swój Top Ten. pozwolę sobie je zaprezentować i krótko omówić. (Zabrzmiało to tak poważnie, jak naukowe opracowania na stronie BlackBoardsInPorn Nie znacie? Polecam.)

10
Całe dwadzieścia siedem lat życia, byłam pewna, że jak mi ktoś utnie rękę, to odrośnie. Gdyby nie ta złota myśl, pozostałabym w nieświadomości.
Nawet jak się nie pozbiera to nie będzie taki sam, bo każda akcja wywołuje reakcję, każda przyczyna ma swój skutek, a skutek przyczynę. Człowiek zastanawiający się nad sobą, doskonale wie, że nie trzeba mu zadawać ciosów, żeby cokolwiek się zmieniło.
Z drugiej strony, jak sobie czasem popatrzę w szklane pudło, to odnoszę wrażenie, że spore grono bogatych i sławnych ludzi, im bardziej jest w stanie pozbierać się po kolejnej operacji naciągania czegoś, tym bardziej pozostaje na tak samo niskim poziomie. Bezmyślność jest constant. Choćby cię i pół świata skopało.


9
Więc wstał i przykuł ja do kaloryfera. Nie okazała się jednak zachwycona tym rozwiązaniem, ponieważ lekko zapędziła się w wymuszaniu reakcji, histerią i szantażem. Normalnemu, zdrowemu i inteligentnemu facetowi, jak powiesz "Odchodzę", to otworzy ci drzwi, pomoże z walizką i da drugie śniadanie na drogę. I tak ma pozostać. To nie telenowela z intrygami.
Nadal dominuje przekonanie, że dla dobra miłości, należy kogoś trzymać siłą. Jak szczęście, to tylko po grób i tylko z nią. Żywą/ym, bądź martwą/ym. Tego chcę. 


8
Brzmi jak groźba.
Ja tam się przestraszyłam, całkiem na serio. Przede wszystkim z powodu konstrukcji nie zakładającej żadnej alternatywy. Wychodzi na to, że należy olać własną, nie zdaną maturę. Tym bardziej się przestraszyłam, bo niebezpiecznie mnie to dotknęło.
Jako perfekcjonistka, powiadam wam, bredzą. Rozpadniesz się na kawałki dopiero wtedy, kiedy przestaniesz dostrzegać porażki i nad nimi pracować. No i jeszcze jak wpadniesz pod kombajn, to wtedy też.


7
A dojrzały partner wie czego chce i nie wciska ci kitu, że twoje małe cycki są idealne, równocześnie śliniąc się na samo wspomnienie o Eden Adams. If you know what i mean.
Wygląd nie ma wyłącznego znaczenia, owszem. Ale jeśli ktoś ma sprecyzowany gust, to nie mamy prawa wytykać mu niedojrzałości.
Żeby do tego dojść, trzeba jednak przejść przez wszystkie klasy gimnazjum...


6
No po plecach nie podrapiesz.
Można nauczyć się całych wersetów Norwida. Wykuć na pamięć erotyki Goethego. Ale czym są puste słowa, bez poparcia gestem. Rozmowa tworzy materiał. Z materiału budujesz własnoręcznie most. Żaden z tych elementów oddzielnie, nie stworzy przejścia.
Słowami tez można manipulować. Nawet sprytniej niż dłońmi.



5
Fuckin brilliant.
Słyszałam o dedykacji utworów disco polo, o dedykacji utworów literackich, o dedykacji na płycie a nawet o dedykacji na cyckach. Ale żeby tak zaraz ryczeć z czyimś imieniem na ustach?
To tak jak obwiniać kogoś za wilgotność powietrza w dżungli amazońskiej. 
Ogarnij się, pozbieraj chusteczki a potem przejdź do rozdziału pod tytułem "Nikt nie może cię pokonać, poza tobą" i zacznij żyć w zgodzie z ludźmi, budując zrozumienie zamiast wystawiania zaświadczeń z opinią.


4
To z cyklu "Jak przysporzyć schizofrenii. Związki. Część pierwsza."
Czy ja na prawdę muszę jakkolwiek to komentować?
"Gdy komuś na tobie zależy, nie pozwoli ci nie jeść brokuła. Będzie się starał tak długo, aż pozbędziesz się uczulenia na niego."






3
W życiu się tak nie cieszyłam.
Gdybym mogła usłyszeć, pewnie ogłuszyłabym się o dwie minuty szybciej, niż Pan Blond był w stanie odciąć ucho policjantowi we Wściekłych Psach.
To co myślisz, powinno być chamskie, to co mówisz, mieć klasę, albo sznyt. Zwłaszcza kiedy jesteś kobietą. W przeciwnym razie, pod maską zionie pustką.


2
o_O
Nie. Ta cecha to głupota. 
Warto to rozgraniczyć, dla nie wprawionych. Nie jest szczerością powiedzenie komuś "Masz brzydki ryj". Szczerość jest wtedy, kiedy powiesz "Nie mogę na ciebie patrzeć". To zasadnicza różnica.
Poza obelgami, istnieją także uzasadnienia...



1
Eat a Snickers. Better?
Szalenie współczuje naiwności pozwalającej na bezmyślne zawieranie znajomości, żeby nie wspomnieć o "przyjaźniach", z byle kim. Warto może dodać, że diamenty, można przeoczyć, kiedy nie umie się ich oszlifować. A jesiennych liści nie ma na pewno na Antarktydzie.




A teraz śmiało. I ty możesz zostać Paulo Coelho internetu.