poniedziałek, 22 października 2012

W poniedziałki nie jest śmiesznie.

Nie do wiary, jak człowiek poci się czasem, żeby coś błyskotliwego wyprodukować i nic z tego nie wychodzi, a jak ze złości wystawia wannę na allegro, zupełnie nie profesjonalnie, to link do aukcji po forach lata...
Ludzie, tak to ja mogę cały dom wyprzedać. Mam jeszcze "Zaplute i zarzygane krzesełko do karmienia", "Zajechany i rozmontowany rowerek", "Zestaw nadmuchiwanych badziewi do moczenia dzieci w wodzie" i "Pare spranych szmatek, ale za to z metkami", a jak za mało, to  i "Zadeptany dywan" się nada.
Chyba zajmę się tym profesjonalnie. Mogłabym zostać aukcyjną copywriterką, jest takie coś?

Miałam napisać o tym jak bardzo nie fajny jest film "Jesteś bogiem", ale nie napiszę, co oczywiście nie oznacza, że zmieniłam zdanie. Do piątku, sądziłam, że istnieje w nim jakieś przesłanie, alegoria, metafora, symbol. Cztery kwadraciki w każdym monitorze. Aż okazało się, że oglądałam wersję reżyserską... I to nie jest nadinterpretacja, to zwyczajna wiara w ludzi, no bo chyba jak ktoś robi film, to musi mieć jakiś trzeci wymiar, czy drugie dno. A tu nic! No nic zupełnie. Dzieło o depresji młodego człowieka z pasją, stającego na progu dojrzałości. Kto przez to nie przechodził? Dobra wiem, są tacy, co przechodzą dopiero po czterdziestce. No i Piotruś Pan. Pragnę tylko zauważyć, że Magik był schizofrenikiem i sprowadzanie tego do strachu przed bilbordami, to jakieś nadużycie, umniejszające cierpiącym na to zaburzenie. Zostało udowodnione, że schizofrenicy, odczuwają większą empatię, niż zwykli nerwicowcy. Bo ci, w depresji chociażby, skupieni są wyłącznie na sobie. Nie zagrał mi ten film. Na niczym mi nie zagrał. I nic mi nie zrobił. A to nie dobrze. Nawet krótkie filmiki Isabelli Rossellini, w których przebiera się, przeróżne robaczki i pokazuje jak ze sobą kopulują, są lepsze od tej produkcji. O proszę tu na przykład:

O Basenie Narodowym też nie napiszę, bo już mi się to znudziło.
Gdzieś tam, w okolicach Tarnowa, hiszpanie ukradli nam...700metrów asfaltu. Zwinęli, tak normalnie, jak w tych kawałach o Wąchocku. Nie śmiesznych wcale. A to jest śmieszne, bo oni nie dość, że zabrali, to jeszcze nie chcą nikomu powiedzieć dlaczego. Skryci asfaltobiorcy, tacy. Żeby było jasne, ci hiszpanie to firma budująca autostradę, w pobliżu tej drogi, którą ukradli, jak już skończyli budować. Nie wiadomo teraz, na pamiątkę wzięli, po złości, czy może chcą nową zrobić?
Ale u nas to tak jest, tu nawet profesjonalnych morderców nie ma. Jeden taki, przyniósł na komisariat odciętą głowę w siatce, żeby się przyznać, że to on zabił.  Wszystko ładnie, szlachetnie, tylko po co on to taszczył ze sobą? Żeby nie uciekła? W komentarzach na onecie, rzecz jasna, rozpętała się burza, na temat kary śmierci. Co to za nazwa? Kara. Zwłoki chyba nie odczuwają skruchy, choćby się je karało w kółko i na okrągło. A sama śmierć nie może być karą przecież, bo znaczyło by to, że jesteśmy wszyscy winni. Sprostujmy więc, to nie kara śmierci, tylko eliminacja wadliwych jednostek społecznych. I od razu ładniej brzmi. Nie nie. Ja nie popieram kary śmierci. Ja to bym te wadliwe jednostki widziała przy budowie metra, mostów i dróg najchętniej. Ale niestety, ci wyżej uważają, że najlepszą karą jest izolacja, zamiennie ze śmiercią czy tam dożywociem. No przecież nie można z tych morderców, gwałcicieli i pedofilów robic niewolników. To by było niehumanitarne...


poniedziałek, 15 października 2012

Day, by day, by day...

Skoczył drodzy Państwo i przeżył i nawet się nic nie zepsuło. Z całej relacji, największe zainteresowanie wzbudził we mnie pierścionek mamy Felixa Baumgartnera. Taki duży zielony łepek kosmity - co by tłumaczyło, dlaczego jej dziecko postanowiło wyskoczyć z balonu, ze stratosfery na chusteczce higienicznej i wylądowac w Roswell. Za to moja babcia na przykład, rozemocjonowana oznajmiła, że jak już się puścił, to ją zakłuło w żołądku:
- bo przecież, jak by to było wyżej, to by nie spadł, tylko został tam w kosmosie.
Przejęła się kobiecina, bo wiadomo, taki pusty, czarny wszechświat... I bez jedzenia!
Ciekawe, swoją drogą ile już tam lata takich szkieletów w skafandrach...  No ale ja ją rozumiem, bo jak chodziła do szkoły, to drugiej strony księżyca, jeszcze wtedy nie zamieszkiwali naziści. Później, przeczytałam, że spadając Felix osiągnął prędkość światła. Rzeczywiście, w takim razie pobił rekord, ba! zasłużył na nobla.
Astronomia, to jest taka chyba najmniej rozpowszechniona dziedzina wiedzy wśród zwykłych ludzi. Nasa kojarzy się ze strefą 51 a komety i meteory z Clarkiem Kentem. Lubię więc kolekcjonować takie fajne "mądrości księżycowe", jak je nazwałam.
"Ciekawe czy da się obejść księżyc?" - taaak, da się, w podskokach, jak wielką dmuchana piłkę!
"Przecież nie da się lądować na gwieździe, bo jest gorąca" - da się, w okularach k-pax'a, żeby nie oślepnąć...
"Jak te rakiety omijają gwiazdy? Da się nimi sterować?" - trzeba mieć prawo jazdy kategorii X i egzamin z międzyplanetarnego ruchu, plus bardzo dużo pary w rękach bo kierownica jest duża.
"Inne planety nie maja chmur, bo tam nie paruje woda" - widocznie kosmici piorą w azocie, chyba, że mocno poplamione, to w siarce.
Etc. Panie Lucas, coś Pan narobił? Było komedię romantyczną nakręcić...

Mamy Światowy Dzień Mycia Rąk. Z tej okazji, obiecuję - nie wezmę dzisiaj żadnej łapówki, choćby nie wiem, jak mi wciskali. Chyba, że chodzi o umywanie rąk. To obiecuję, umywam ręce od wszelkich nadprogramowych obowiązków tego dnia. Przyszła mi do głowy też Lady Makbet, z tym swoim uporczywym szorowaniem dłoni, a potem nerwica natręctw, polegająca na notorycznym myciu rąk, aż do kości. A jeżeli, to ten higieniczny aspekt, jest brany pod uwagę, proponuję Światowy Dzień Mycia Środków Transportu Miejskiego, bo moje czyste ręce i antybakteryjny spray, na niewiele się tam zdają, nawet po tym, jak ekspert TVN'u pokazał mi jak powinno się je myć poprawnie. Przez 30 sekund. A jeśli nie mam stopera, to co? No i gdzie się podziała ekologia? Minimum 10 razy dziennie, przez 30 sekund, mam szorować wyimaginowane bakterie e.coli a w Afryce ludzie padają jak muchy. Metoda detektywa Monka jest lepsza. Rękawiczki i chusteczki. A w ogóle, to najlepiej zostać w domu. W sterylnym kokonie. I w maseczce higienicznej, przed telewizorem oczywiście.
W którym to, Adaś, Nergal znaczy, będzie opowiadał, co go skłoniło do napisania książki. Nie uwierzycie, ale to wcale nie kasa, fame i sensacja, nie. Jemu się wydaje chyba, że jest wcieleniem Crowleya a te ciemne masy, znaczy my, jeśli miały kiedykolwiek, cokolwiek wspólnego z hedonizmem, to tylko encyklopedię, w której jest to hasło. Adaś ma misję, wytłumaczenia nam, za pomocą tego, co już kiedyś zostało powiedziane, dość banalnie wręcz, dlaczego religia jest zła a on nie. Niestety, klipy robi fajne, spoty reklamowe książki, tez niczego sobie, ale chyba długo jeszcze będzie musiał czekać na wpis do encyklopedii, pod hasłem filozofowie współcześni. Mój osobisty piedestał, odbiera mu Acidowy  Titus, ze swoim:
"- Ty, a nie masz problemu z takim ubiorem, kiedy chodzisz na wywiadówkę czy do kościoła?
 - Do kościoła? A gdzie to jest?"
I wszystko jasne.

piątek, 12 października 2012

Szortpress

Dostałam Nobla. Wy też. I mój kot i sąsiadka z bloku, nawet moje dziecko, co daje mi niezniszczalny argument wychowawczy:
- nie możesz marudzić, jesteś laureatką pokojowej nagrody nobla!
Wyliczyłam sobie, że na każdego, przypadnie 0,0071643715943898425020171536986907 zł. Nie wiem, jak zamierzają mi to wypłacić i jeszcze potrącić podatek od wygranej, ale jak nie dostanę przelewu, to się poskarżę do Brukseli, że mnie okradają. Kto jak kto, ale ja na pewno zasłużyłam na wyróżnienie w dziedzinie pokojowej (te puszki, co mi upadły z klifu, to było dawno i niechcący). Z tej okazji, nawet przeleciałam sobie laureatów, jednym okiem. To znaczy listę laureatów, na wikipedii. Jaser Arafat, Nelson Mandela, Gorbaczow, Matka Teresa i Woodrow Wilson, chciałam edytować artykuł, żeby się tam dopisać, obok nich, ale chyba się coś zepsuło... No nic, poczekam, aż dostanę w dziedzinie literatury.
Przy okazji, czy aby przypadkiem od kilku lat, w komitecie noblowskim nie zasiadał Terry Gilliam albo John Cleese? Bo już nie wiem, czym to wszystko wytłumaczyć.
Pozostając w klimatach kulturalnych, widziałam trailer Bitwy pod Wiedniem. Chcę zapomnieć, że go widziałam. Zaczynając od białego orła, który powstał w latach międzywojennych, a tam powiewa sobie nad husarią, beztrosko spoglądając nie w ta stronę co trzeba, a na Alicji Bachledzie-Curuś kończąc. I to wcale nie dlatego, że mam "husarską traumę". To był horror, ale innej kategorii. Włosi... A Fellini to już chyba ma rożen do przewracania się w grobie. Habemus Papam, kto reżyserował? No też włoch.
Są takie perełki zresztą, każdej narodowości, my mamy np Wiedźmina w którym gościnnie wystąpił Jabberwocky, jako smok. I to nie ten z wiersza Lewisa Carrolla. Pianista tez mi się podobał. Wyprodukowali francuzi, scenariusz pisał pół polak, pół francuz na spółkę z gościem z RPA, amerykanin zagrał polaka mówiąc po angielsku, a reżysera zamknęli w areszcie domowym, a to przecież chyba nie była czeska komedia? Zapomniałabym o Bitwie Warszawskiej, którą wytańczyła Natasza Urbańska i która okazała się być melodramatem, a nie filmem wojennym. Taki joke zrobili z tym tytułem tylko, żeby poważniej brzmiało. Ale to Hoffman w końcu. Po Starej Baśni, zapomniał chyba, że kiedyś zrobił Znachora i  Trędowatą. Jednak zdecydowanie wolę offowe kino polskie.
Ah, no i z niecierpliwością czekam, aż wreszcie pan Baumgartner skoczy z tej stratosfery, bo wtedy każdy następny, będzie musiał skakać z księżyca, i to dopiero będzie wydarzenie. Byle go tylko astronomowie z kometą nie pomylili, jeszcze wyślą Supermana z odsieczą...



środa, 10 października 2012

Keep calm and... whatever

Kiedyś, lubię to słowo, prawie jak pomidory z majonezem. Więc kiedyś, to było tak, że Mama stawała na baczność o 17, jak Tata z pracy styrany wracał, dzieci w rządku, pościskane wykrochmalonymi kołnierzykami, pies odpchlony, świeżo kąpany, nówka sztuka, podłoga na błysk, zlew pusty a w powietrzu pachnie morską bryzą z Peweksu, chociaż to środek Warszawy. I tak wolnym krokiem z korytarza, żeby przypadkiem nic nie ubrudzić, przechodzili do jadalni, na wspólny pięciodaniowy posiłek z deserem też, wcale nie zamawianym z cateringu jakiegoś Polskiego Jadła, tylko ręcznie krojony, obierany, smażony, duszony...
Ale to kiedyś. Teraz, to słowo też lubię, dla odmiany, jak schabowego z surówką. Więc teraz, mamy tak, że im gorzej tym lepiej i fajniej. Poważnie. Mama pisze blog o tym jaka jest wyrodna, bo pisze blog, kiedy dzieci w tym czasie w rządku, owszem, układają kuchenne noże, na zmianę jedząc kocie rzygi i wczorajszy obiad spod łóżka. Miarką hipsterstwa rodzicielskiego, jest sterta naczyń w zlewie. A jak jest zmywarka, to w niej też. Najlepiej i tu i tu. Zapominanie o wszystkim jest również na topie, te najlepsze z najlepszych, zapominają zabrać dzieci, wychodząc z domu. Na obiad są spalone garnki z deserem w postaci żarcia na telefon. Tata nie wraca o 17. O ile w ogóle wraca. Bo często się gdzieś gubi, przyczyniając się do otyłości Matki, a jak wiadomo, puszyści mają większe poczucie humoru, dzięki czemu wskaźniki popularności bloga Mamy rosną w zaskakującym tempie. Ale, jeśli już Tata wraca, to na wejściu potyka się o kota, wrotkę i stos poradników dla wyluzowanych rodziców. Nie przejmuje się tym oczywiście ani trochę, ponieważ właśnie wyszedł z łóżka młodej kochanki i ma siłę na zabawę z dziećmi. Najlepiej na taką przy której można poprzewracać trochę krzeseł. Bo bałagan przecież mają ci, którzy w środku są uporządkowani. Dzieci nie maja stałych pór snu, zgodnie z metoda wychowawczą Attachment Parenting, czy jakąś inną. Nie mają tez swoich łóżek, zasypiają gdzie popadnie, jak popadnie i o której bądź, byle już tylko wreszcie poszły spać. Odnotowałam, że modne jest mówienie i pisanie o tym jak bardzo ma się dość własnych dzieci i używanie przy tym wulgaryzmów, dla kontrastu z równoczesnym zapewnianiem o miłości. Im mniej wkurwia cię twoje dziecko, tym jesteś gorszym rodzicem, bo chyba coś kręcisz i może to wcale nie twoje, tylko od sąsiadki pożyczone. 
A tak na serio. Serio, tego słowa nie lubię prawie jak smalcu i śledzi. Czy właściciele kotów, psów i rybek akwariowych, także potrzebują dopasować się do określonej stylistycznie roli opiekuna? Chce przeczytać bloga o sfrustrowanym kocim panu, bo sfrustrowanych, śmiesznych i błyskotliwych mam, mam już dosyć. Nie no, nie żebym była lepsza, ale ja lubię mieć pozmywane i mam ogromne wyrzuty sumienia z powodu bałaganu, nawet codziennie powtarzam sobie "głupia babo, weź się do roboty, albo naucz dziecko zmywać".
Nie działa, bo pewnie pomyliłam poradniki. Zamiast przeczytać ten o autosugestii, przeczytałam "Jak zrobić, żeby się nie narobić". 
Wnioski końcowe:
1. Pakuj wszystko w pudełka, kartony i koszyczki - nie widać bałaganu, a czasem można tam znaleźć pieniądze po pół roku, kiedy zdąży się już zapełnić tym wszystkim, z czym nie wiadomo co zrobić.
2. Używaj w kółko jednego talerza, miski, kompletu sztućców, kubka etc. - wiem, jak strasznie kusi wziąć czysty widelec, zamiast wygrzebywać poprzedni spod stosu naczyń w zlewie, żeby go umyć. 
3. Wszystkie wolne przestrzenie pod szafkami i łóżkami należy pozastawiać, pudełkami z punktu 1 - szczególnie jak masz kota który wymiotuje kłakami i dziecko. A także po to, żeby kurz nie wydostał się na zewnątrz w najmniej odpowiedniej chwili, czyli akurat jak mama wpadnie na kawę.
4. Nie prasuj, pierz i wieszaj tak, żeby było równiutkie. Deska do prasowania, to kolejny zbędny mebel, a żelazko zużywa prąd, jest niebezpieczne i się psuje. Podobno, ale głowy nie dam, bo nawet nie wiem jak się je włącza. 
5. Kup sobie Cilit Bang! Albo cokolwiek, co się pieni i myje. Szoruje tak dobrze, że już nie pamiętam jaki był wyjściowy kolor moich ścian. Ale dzieci nie domywa, dzieci najlepiej zanurzyć w wannie i moczyć dopóki wszystko nie poodpada.
6. Nie odkurzaj wszystkich rozsypanych paproszków. Kup wałeczek do ubrań w Ikei. W ilościach hurtowych. Świetnie zbiera okruchy chleba z dywanu, jest niedrogi i można nim przetrzeć kota, tak zapobiegawczo, żeby nigdzie kłaków nie zostawiał, chociaż przez pięć minut.
7. Jak masz za dużo prania w koszu, to oddaj do pck, przecież i tak już nie pamiętasz, co zostało na dnie...
8. Łazienkę szorujemy tak - dziecko + prysznic, zostawiasz na 10 minut, a potem wycierasz szmatką do sucha. Dziecko można pożyczyć od koleżanki. A jak jest dwójka, to nawet nie musisz wycierać, tylko najpierw wpuszczasz jedno, potem wrzucasz stertę ścierek, dziecko i kota i zamykasz drzwi. 
9. Pamiętaj, że pająki w naszej strefie klimatycznej nie gryzą. Chyba, że pajęczyna jest gęsta, a twoje terrarium stoi puste...
10. Kwiatki zbierają kurz. Jak już odkurzą za ciebie, to można je spłukać prysznicem w wannie raz w tygodniu, wtedy nie trzeba pamiętać o podlewaniu.
P.S jeśli robią się żółte, to nie znaczy, że trzeba je wyczyścić Cilitem, to znaczy, że syrop na kaszel, który przez ostatni tydzień piło twoje dziecko, nie jest ziołowy wcale i na pewno nie ekologiczny.

Dziękuję.