wtorek, 26 listopada 2013

Vintage

Tak ogólnie, to ja się czuję młoda, no nie. Po schodach na to pierwsze piętro daję radę, zmarszczki mam tylko mimiczne, trądzik mi się już kończy, jak się umaluję to nawet mi oczko puszczają kasjerki na monopolowym kiedy próbuje kupić piwo, jestem w stanie nauczyć się nowych rzeczy w miarę sprawnie, no bo wystarczy mi tylko trzy razy wytłumaczyć co to jest taki śmieszny pilot do telewizora, którym się macha, zamiast wciskać guziki, powiedzieć, że to taki pegasus, który się zaciął i trzeba go naprawić i ja od razu wszystko rozumiem.
Nie mogę się jednak oprzeć natrętnej chęci, użycia przynajmniej raz określenia "za moich czasów". To sobie poużywam.
Za moich czasów...
Jak szłam do toalety w jakimkolwiek publicznym miejscu, to dało się tam umyć ręce swojsko, po domowemu. Dzisiaj, trzeba najpierw poprosić obsługę o instrukcję do kranu, albo spędzić pół godziny na rozpracowywaniu czujników, machając łapami w umywalce. I myli się ten, kto sądzi, że jest to jeden uniwersalny ruch. Raz trzeba pionowo. W innym centrum handlowym poziomo. W jeszcze innym należy poziomo, pionowo i się przedstawić, to w bonusie załączy się tez suszarka do rąk od razu. Po zeskanowaniu tęczówki i wyrecytowaniu z pamięci dwóch zwrotek Ody do radości, dostaje się przydział mydła i listek papieru toaletowego. Teraz już wiem, że Amerykanie mają na wszystkim instrukcje nie dlatego, że sa idiotami. Tylko dlatego żeby nie załatwiali potrzeb fizjologicznych w krzaczkach, kiedy zawieszą skomputeryzowany mechanizm podnoszący klapę od deski sedesowej.

Za moich czasów też, odkurzacz odkurzał. Co za głupota. Dzisiaj odkurzaczem można sobie zrobić pranie, wyczyścić panele ścienne, pozmywać naczynia, kota, dziecko. Składa się to pół godziny, rozkłada drugie tyle, a do odkurzenia jest tylko wysypana ziemia z doniczki. Gdzie się podziały stare, poczciwe Kaśki...

O, albo sprzęt do oglądania filmów. Kiedyś miałam video. Odtwarzało taśmy vhs i nagrywało. Czasami nie nagrywało, ale wtedy wystarczyło zakleić otworek w taśmie ukradzionej z wypożyczalni i znów nagrywało. Zwykle działało na pilota. To znaczy no, zdarzało się, że nie działało ale nie było takich fachowców co przychodzili i mówili "pani, to trzeba nowe kupić...". Nie. Oni to NAPRAWIALI. Takie starożytne słowo, o którym będzie później, anyway... Wiedzieliście, że do dzisiejszych odtwarzaczy dvd można gadać?! Za moich czasów, gadanie do sprzętu rtv/agd leczyło się psychotropami. Dzisiaj to norma. Nie wspomnę już o tym, że mają tyle wejść na najróżniejsze kabelki, karty i Odyn jeden wie, na co jeszcze, że zastanawiam się czasem, czy jak wsadzę w któryś palec niechcący, to na ekranie pokaże się projekcja moich myśli. Mój brat był poniekąd prekursorem tego trendu wszech użyteczności sprzętów grających. Kiedy miał niecałe dwa lata, wsadził figurkę Kaczora Donalda w to miejsce gdzie wkładało się taśmę, ciesząc się, że będzie oglądał bajkę...

Naprawianie. To taka prastara forma nekromancji. Czyli w skrócie - kiedy twoja dziewczyna się zużyje, nie wywalaj jej na śmietnik pochopnie, bo może wystarczy kilka technicznych zabiegów i będzie jak nowa.
To niestety zanika, tak samo jak zanikają profesje rzemieślnicze, wypierane przez masówki z Chin na gwarancji. Buty? Naprawiać? A po co, jak mogę wymienić zwalając zniszczenia spowodowane platfusem, na krzywy szew konających z głodu sierotek z Bangladeszu? Inna sprawa, że dzisiaj nie robi się nic na lata i tak, żeby dało się to naprawić. Wręcz przeciwnie. Inaczej nie potrzeba by tylu modeli jednego telefonu, różniących się milimetrami obudowy i niczym więcej. Smutne to trochę. Dlatego zbieram złom. I dlatego nie wywalam fajnych rzeczy. Ciągle wierzę, że ten boombox z piwnicy w kolorze neonowej czerwieni przyda się jakiemuś murzynowi na ramię.

Jedzenie. No niby nic, bo przecież jak się może zmienić krowa czy kura przez te 15 lat. Może. Dzisiaj jest kura light. Kura dla cukrzyków, alergików, choleryków, geniuszy, kura sojowa, ekologiczna, toksyczna. Jaka tylko chcesz. Podejrzewam, że robią tez kury genderowe. Żeby nie było dyskryminacji. Mleko na przykład, od krowy i nie od krowy. I to nawet nie to, że ono jest od kozy, czy innego ssaka. Bo nie wiadomo skąd, dopóki na kartoniku nie jest napisane Mleko od krowy. W wersji hardcore, jest to mleko od Szczęśliwej krowy. Wiadomo. Cena już wystarczająco dołuje, więc akcent optymistyczny jak najbardziej wskazany. Zdarzyło mi się kiedyś, kupić jabłko, przechuchać, obetrzeć jak leci i zjeść. "No co ty robisz? Ty wiesz co z tymi jabłkami teraz robią?" No nie wiem... Zrywają? Nawożą? Nawet jeśli odprawiają nad nim hinduskie mantry, to jest to nadal jabłko, jak sądzę. Otóż nie. Te jabłka są podobno opryskiwane GMO... Nie wiem, jak taka procedura wygląda, ale sądząc po zdjęciach zawartych na profilu lobbystów przeciwnych genetycznym modyfikacjom, to właśnie rośnie mi druga głowa i trzecia noga. Strach się bać. Za moich czasów, najlepsze ogórki rosły na krowich kupach. I nikt nie miał z tym problemu.

Za moich czasów również, dostęp do ogólnych wiadomości był ograniczony. Internet raczkował, bynajmniej, nie unosząc się na grzbiecie kota srającego tęczą. Za moich czasów, podwórka były szare, dzieci brudne i zasmarkane, w każdej sali wisiał krzyż i godło, a hymn państwowy odśpiewywało się w odruchu pawłowa pod pręgierzem dyrektorki. Bajka dla dzieci leciała raz dziennie. Później, kiedy był już regularny kanał z kreskówkami, trzeba się było kuć z angielskiego, żeby cokolwiek zrozumieć. Za moich czasów w szkole można było używać tylko głuchych telefonów z pudełek po maślance. Za moich czasów katowało się dzieci gorącymi bańkami na byle kaszel. Za moich czasów, dentysta nie puszczał bajek i nie nosił śmiesznych masek, tylko rwał obcęgami na żywca. Za moich czasów...

To nie istotne. Co było kiedyś. Istotne jest to, co jest tu i teraz. I ani wybieganie w przyszłość do latających samochodów i rzeczowych obrad sejmu, ani wracanie do powozów konnych i publicznego wieszania nie jest wyjściem.
Chociaż gdybym miała wybierać... to pewnie założyłabym satynową pepitkę, nylonowe ryże rajstopy, pantofle na słupku i poszła słuchać Gillespie'go.




niedziela, 10 listopada 2013

Brzydkie słowa, ładny świat.

Mam do zrobienia kilka ważniejszych rzeczy, to dlatego mam czas żeby coś napisać.
Posprzątałam już łazienkę i posegregowałam skarpetki, zostało mi tylko to. Każdy wie, że ważniejsze rzeczy zawsze czekają i nic specjalnego im się nie dzieje w związku z tym.
Cenna rada nr1 - jak by ktoś miał sesję kiedyś i nie wiedział co ze sobą zrobić, to polecam grę w pchełki, folię bąbelkową, temperowanie ołówków nożykiem do papieru albo celowanie gumową piłeczką we włącznik światła. Ostatnia umiejętność wytrenowana do perfekcji przydaje się tym, którzy mają komputer zsynchronizowany z łóżkiem.
Ja na przykład mam. Dzięki temu z przerażeniem odkryłam, że w sieci jest coraz więcej dzieci. I to nie tych neostrady. Tych dzieci dzieci. Sześcio i siedmioletnich. Ratuj sześciolatki od szkoły, żeby założyć im profil na FB. Ja wiem, że może szkoła już tak bardzo nie uczy życia, bo ono się do sieci przeniosło, ale bez przesady.
Potem jest wielki dramat, bo się dzieciak uzależnia od reklam i gier z dużą dawką przemocy. Jak na przykład te o opętanych kucykach, albo koteczkach szatana. Tak. Nic tak bardzo nie szkodzi dzieciom, jak wszystko to, co jest do nich kierowane. Tak przynajmniej brzmi wersja oficjalna. Po której zapewne rodzice szturmem ruszyli do śmietników z workami zabawek, oraz nabyli Max'a Payne'a i zarejestrowali pociechy na fejsie ze słowami "Masz i siedź tu tak długo, dopóki nie wybijesz sobie z głowy demonicznych kreskówek i rakotwórczych klocków z chin. Nie zapomnij o tym napisać statusu z błędami ortograficznymi, bo nic tak nie dokształca jak atak trzynastoletnich, zaprawionych w bojach trollów"
Moja wersja zakłada, że najbardziej to jednak rodzice tym dzieciom szkodzą. Nawet jeśli cytat wyżej był nieco przesadzony.
Szkodzą im, kiedy w szale poglądu, że dziecko to taki mały dorosły usiłują z niego robić dorosłego małego.
To nie szkoła. To wy, my, rodzice zabieramy dzieciom to co najlepsze.
Nie jestem wzorową matką. Jestem Chujową Matką Roku. Ale zwracam uwagę na pewne rzeczy.
A wyjątkową, na bluzgi.

(tak, Ty! czytaj do jasnej cholery, zanim zacznę Cię tłuc chodakiem! przyp. red.)

"Ale ono nie powtarza przecież"
"Ale ono nie rozumie"
"Ale to takie śmieszne, jak mówi 'kulwa'"
"Ale to wolno dorosłym a co wolno..."
Ale, żeby cię kiedyś nie przerosło twoje wyimaginowane poczucie bezkarności.
Czym skorupka za młodu? Tak?
Teraz nie powtarza, ale jak będzie miało szesnaście lat i puści wiązankę, za którą dostanie po twarzy, to sorry, ale to będzie twoja porażka. Wulgaryzmy, chcąc nie chcąc, są jednak nacechowane pejoratywnie. I o ile my dorośli, potrafimy wychwycić cynizm i ironię, to dzieci nie do końca. Zanim rzucisz mięsem przy dziecku, wyobraź je sobie jako osiemnastolatka, który z zachwianym przez nieuważny język rodziców, poczuciem własnej wartości wycina sobie pentagramy na czole. Tulipanem z butelki po jabolu. W ciemnej piwnicy.
I to nie tyczy się tylko tych powszechnie uważanych za przekleństwa słów. Moje dziecko, na przykład, wciąż maniakalnie i publicznie poprawia dorosłych. A ja jej na to pozwalam. Nie mówi się "dupa" a "pupa", nie "cycki" a "piersi", nie "rzygać" a "wymiotować". I to tylko po to, żeby wyeliminować negatywny wydźwięk umiejscowiony tam, gdzie go kompletnie nie trzeba. Jeszcze sama dojdzie do tych słów i będzie ich używać świadomie. Znając synonimy. Nasz język jest bogaty i nie warto go tak okrajać.
I żeby było jasne. Używam wulgaryzmów. Jak chcę, to mogę nawet jak szewc. Umiem. Lubię też, kiedy przywalę tym newralgicznym miejscem na stopie w futrynę, posłać tak zwaną kurwę. W nieboskłon. W myślach. Soczyście. Pod nosem. Albo na głos. Ot tak.
Ale niech mi ktoś wytłumaczy, czemu ludzie ślą je co przecinek, mając palce w butach i z dala od niebezpiecznych przeszkód?

To by było na tyle, jeśli chodzi o poważne rzeczy. Teraz dla rozładowania napięcia, przedstawiam niecenzuralny skrót wiadomości. Dla tych którzy nie zrozumieją, oparłam się na Wiadomościach GW

* Smoleńsk, kurwa! Rzygamy tym wszyscy, łącznie z Komisją która na ostatnich obradach, przytruła się chińskim żarciem, zamawianym przez anonimowego posła PO. Poseł PiS o sprawie: - To zajebiście niepatriotyczna postawa.

* PiS świętuje kolejną miesiączkę smoleńską.

* Orzeł może. Kto mu kurwa zabroni? Interes społeczny leży i płacze. Bo nie może.

* Komorowski: - Nie ma łatwych koalicji. Tylko czasem wina brak.

* Haiyan przypierdolił w Filipiny. W Tacloban chcą wprowadzić "stan wojenny", ale Jaruzelski wyjebał telefon przez szpitalne okno tydzień temu. Do dziś komórki szuka ABW.

* Bułgarzy mają dość. "Postawimy drugi mur chiński na granicy z Turcją". Materiały na ogrodzenie sponsoruje firma COVEC, która zasłynęła między innymi zjebaniem autostrady w Polsce.

* Ekskluzywne fotki z 5+1 w Genewie, tylko u nas. Rowhani: - Pocałujcie mnie w dupę. Nie straćcie wyjątkowej okazji.

* Watykan nadal milczy w sprawie pedofilii. Jak pies je, to nie szczeka.

Prognoza pogody na 11.11.2013
Wiatr zachodni, spienione goni fale i zapierdala z prędkością 6km/h. Od wczesnych godzin porannych nad Warszawą roztoczy się zajebista mgła. Rada dla kierowców - ni chuja, nie widać. Ciśnienie w porze obiadowej wyniesie 1010 hPa i u wyjątkowo wrażliwych spowoduje kurewską migrenę, depresję i kaca. Deszcz będzie. Czego się kurwa spodziewałeś? Jesień jest. To dobra wiadomość dla Szarych Szeregów - jutrzejszy marsz odbędzie się pod znakiem parasola. Generalnie, to dojebało niżem i powietrzem polarnomorskim, więc w trampkach nie pobiegasz. Siedź w domu i nakurwiaj na konsoli.

Żegnam się z Państwem, dziękuje za uwagę. Polecam umiarkowaną i wyważoną wulgarność.