środa, 27 marca 2013

www.życie.pl/login

Najbardziej lubię czytać, o tym jak Fejsbuk niszczy w ludziach pozytywne wartości. Jak by kto pytał, to czytam oczywiście na Fejsbuku.
Gdzie tu sens? I co to za wartości, które można zabić głupiutkim portalem społecznościowym?
Na moje niedowidzące oko, zakładające omylność opinii, to taki portal jest jedynie medium. Takim jak kiedyś były gazety, ziny (czy ktoś jeszcze pamięta, ręcznie bazgrolone gazetki świadomościowe?!), audycje radiowe, kółka dyskusyjne, oazy, zebrania lokatorów. Tylko w bardziej zmasowanej formie. I tu znaczenia nabiera powiedzenie, że "teraz się kogoś usuwa z listy znajomych, zamiast po ludzku zrzucić ze schodów". To ma sens.
Czytając anonse w gazecie codziennej, trollujący czytelnik, zmuszony był jedynie do zagotowania się ze złości przy porannej kawie i stłumienia w sobie negatywnych emocji. No oczywiście, że przez byle błąd ortograficzny, czy literówkę, mógł roztrzaskać ten swój kubek o podłogę, ale to był jego kubek i jego plama na wykładzinie a nie mołotow zawiści rzucany na forum publicznym. Tym samym, nie przyczyniał się do istnej fali dyskusji na marnym poziomie, które zaczęły się od określenia "tą książkę" a skończyły na słowniku wyrazów wulgarnych w pełnym przekroju.
Moja babcia, była wzorowym przykładem retro-trolla z klasą. Dostawała od jakiegoś amanta listy miłosne naszpikowane błędami, więc czerwonym długopisem podkreślała wszystko co było nie tak i odsyłała na adres nadawcy. Nauczyciele...
W każdym razie, wtedy każde wyjście, niosło ze sobą widoczne konsekwencje. Ciężko byłoby nie zauważyć, że ktoś zrzucony ze schodów, ma złamany kręgosłup. Odlajkowanie, czy usunięcie kogoś z tej nic nie znaczącej listy znajomych, w zasadzie nie niesie ze sobą żadnych konsekwencji. Widocznych.
Bo gdyby się nad tym dłużej zastanowić, to pogłębia tylko przekonanie, że nie ma ludzi niezastąpionych i rodzi paradoksalne przywiązanie do nietrwałości. Jak można się przywiązać, do czegoś nietrwałego? Bardzo prosto, wystarczy się przyzwyczaić, do bezwysiłkowych relacji i uzależnić od nich, jednocześnie unikając tych, wymagających od nas więcej energii. Przy czym, ja nie mam nic do niezobowiązujących znajomości, jest jednak pewna różnica pomiędzy nimi a znajomościami pustymi. Te drugie polegają na zaakceptowaniu zaproszenia i wymieniania się kliknięciami Lubię to, zamiast słów. No dobra, w bardziej zaawansowanej formie, można też czasem napisać jakiś komentarz w postaci równoważnika zdania. Raz na miesiąc. To w kwestii interpersonalnej. Nie jestem pokoleniem internetu. Stały dostęp do sieci, miałam dopiero w liceum. Owszem, jak mi panowie podciągnęli kabelek, to nie spałam dwa tygodnie i co się naoglądałam, to moje. A potem mi przeszło. Nie używam określenia wirtualna rzeczywistość, bo dla mnie rzeczywistość, jest tylko jedna i na pewno nie zamknięta w 21 calach. Serwisy informacyjne uważam za taką pocieszną wersję bulwarówek i czytając nagłówki, wyobrażam sobie małego bosego chłopca z dzwoneczkiem i naręczem gazet, na rogu ulicy, krzyczącego "Dziwne zainteresowania posła PiS! Tylko dzisiaj!". A te wszystkie Kwejki, śmieszą mnie przeważnie tak bardzo, jak slogany kibiców wysprejowane na murach stadionów. Używam internetu jako nośnika, tak samo jak papieru na przykład i nie znoszę internetowych znajomości bez podłoża realnego. Może dlatego moich wartości Pan Zuckerberg nie unicestwi. I żeby nie było, że jestem może zacofana i stoję w miejscu jak ten chrześcijański słup soli, bo wszystkie moje New Age Liberalne poglądy wezmą w łeb - to bardzo lubię pisać maile. Nie pachną co prawda papierem, ale mieszczą więcej zdań niż sms i można na nie czekać, a nie mieć na wyciągnięcie ręki. Niestety, takich co podzielają ten pogląd jest mniej więcej tyle samo, ile z zachwytem mogłoby ze mną gapić się na dźwigi pół dnia.

Może zamiast tych wydumanych manifestów i krytykowania FB, na FB, zacząć sobie rozważniej dobierać znajomych, zamieniając tych nierzeczywistych, na takich z krwi i kości, których można czasem wrzucić w śnieżną zaspę, bez lajkowania. To tak a propos, tej pięknej białej wiosny...




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz