środa, 6 marca 2013

Złe sentymenty

Alkohol, prochy i ja, Barbara Rosiek, Mawit Druk, 2006

Tytuł robi swoje, ale powinnam jednak trzy razy przeczytać nazwisko z okrzykiem "To TA Rosiek!", po czym odłożyć grzecznie z powrotem na półeczkę.
Rzadko cisnę, ale teraz się nie zawaham. A było to tak...
Pani Basia, wystartowała dobrze. Któż nie czytał jako dzieciak Pamiętnika narkomanki, zaraz po fenomenalnych Dzieciach z dworca ZOO i nieco infantylnym, ale bajkowo mistycznym Ćpunie (tym Burgess'a a nie tym Burroughs'a). W kanon tej młodzieżowej literatury wpisała się idealnie i błędem było wkraczanie w dorosłą filozofię za pomocą grafomanii. Albo może to ja popełniłam błąd, spodziewając się przepoczwarzenia z niekochanej nasto-narkomanki w doświadczoną przez życie, świadomą kobietę. Ta pani przeżyła absolutne spektrum cierpienia związanego z autodestrukcją. Pytanie tylko, dlaczego ktoś uznał, że warto to wydać. W ośmiu odsłonach. Plus tomiki poezji...
Była alkoholiczką, narkomanką, schizofreniczką, niedoszłą samobójczynią, pacjentką hospicjum i dostała za to Srebrny Medal Cambridge. Jako jedyna, mam wrażenie - wpiszcie w google...
Gdybym była złośliwa, cała recenzja sprowadziła by się do jednego zdania, "Książka o wołaniu o pomoc i nieudolnym zwracaniu na siebie uwagi, z powodu zaburzeń powstałych w wieku wczesno dziecięcym. Koniec". Pech chciał, że nie jestem, więc prześwietlałam tą pozycję na wylot w poszukiwaniu drugiego dna. Nie znalazłam.
Znalazłam za to, taki wniosek, że własne cierpienia i krzywdy, przelane na papier w ilości zbyt przytłaczającej i z uniwersalnym a nie indywidualnym ładunkiem emocji - męczą. Są też nie zrozumiałe dla innych a jedyne co ze sobą niosą, to tylko odbarwione przemyślenia przekute we frazesy i wyświechtane komunały. Co to jest indywidualny ładunek emocjonalny? Proste. Miał go Kafka pisząc Proces, Burroughs pisząc Nagi lunch, Witkacy tworząc Niemyte dusze i wielu, wielu innych. Miał to nawet nasz rodzimy Tomasz Piątek w Heroinie. Żadna z tych historii, nie była taką którą usłyszałbyś od pana Miecia spod monopolowego, chociaż ich autor mógł upaść tak samo nisko. Miały charakter, zabarwione osobowością twórcy, wciągały w senny koszmar lub przemycały atmosferę podniosłego eksperymentu. Cokolwiek, byle tylko nie kolejna opowieść o porannym delirium i ćwiartkach w kredensie. Biografię można napisać raz, później tego schematu już nikt nie "kupi".
Gdyby to jeszcze było napisane specyficznie szorstkim i wulgarnie prostym językiem, mogło by zyskać styl. Niestety.
„A jutro od nowa się uchleję codziennością i obudzę się z kacem życia”
Przy czym określenie "kac życia" przewija się na 162 stronach, przynajmniej ze sto razy...
Chciałam coś wyciągnąć z tej historii, dotknąć autorki od innej strony. Czytając, miałam cały czas nadzieję. Skończyło się jednak na seksie bez ubrania, co prawda, ale pod szczelną kołdrą. Dokładnie tak. Odziera swoja duszę z ubrań rzeczywistości, po to, żeby przykryć ja za chwilę moralną i stonowaną pierzynką. Do mnie to nie trafia.
Przekopałam literaturę autodestrukcji i biograficzne dzienniki degeneratów wzdłuż i wszerz. Pani Rosiek jest w tym gatunku kimś takim jak Paulo Coelho.
Największym rozczarowaniem i katastrofą, jest chyba to, że koniec końców, wytrzeźwiała. Porządnemu pisarzowi nie przystoi.

P.S Przed użyciem zapoznaj się z treścią wikipedii, bądź skonsultuj się z Freudem lub najbliższym psychiatrą, gdyż każdy przejaw nadmiernego epatowania poczuciem niezrozumienia i brakiem miłości zagraża twojemu życiu lub zdrowiu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz